Katalog

Stefania Kania, 2018-04-27
Żarki - Letnisko

Pedagogika, Artykuły

REALIZACJA KONCEPCJI ANTYPEDAGOGIKI W REALNYM ŻYCIU

- n +

REALIZACJA KONCEPCJI ANTYPEDAGOGIKI W REALNYM ŻYCIU

W pamięci przywołuję rok 1994. W nowym mieszkaniu zawieszam fotografie: postawny tatuś, dwa uśmiechnięte łobuziaki lat dziewięć i pięć oraz kochająca mamusia. To ja – wzorcowy prototyp matki i żony uprawiającej z pasją zajęcie,kury domowej”. Właśnie powinnam odkurzyć biblioteczkę, ale wówczas spostrzegam intrygującą, cieniutką książeczkę Leszka Kołakowskiego,, Mini wykłady o Maxi sprawach” i ryzykuję…. przeczytanie jej. Pięć krótkich, dających do myślenia felietonów zapadło we mnie, pomagając w nawigacji po meandrach chylącego się komunizmu. Po raz pierwszy nie kazano mi niczego przyswajać na siłę, nie aplikowano jedynej, najwyższej prawdy, nie wskazywano słusznej drogi, pozwolono zwyczajnie wybrać zgodnie z własnym sumieniem – zaufano mi. To było odkrywcze oraz budujące dla osoby, jaką wówczas byłam. Ukształtowaną przez despotyczną babkę, liberalno – autorytarnych rodziców i szkołę. Zamęt i chaos, przeplatany rygorem towarzyszył mi od wczesnego dzieciństwa, przestałam odróżniać dobro od zła, wszystko było relatywne. Istniało kilka rodzajów prawdy, zależnie od tego, kto głosił poglądy i czym kontrował przeciwnika. Wokoło wyczuwalnie pulsował brak poczucia bezpieczeństwa.
Postanowiłam własne dzieciaki wychować lepiej. Nie można ich przecież było narażać na podobny los. Byłam energiczną, ambitną matką, chciałam sprawniej i skuteczniej niż moi ,,prześladowcy” z dzieciństwa wyprostować własnym dzieciom ścieżki życia. Porady pedagoga, kilka przeczytanych broszur i poradników, wskazówki rodziny i własny animusz, to na starcie był kapitał początkowy. Synowie zostali poddani konsekwentnym procedurom wychowawczym. Byli administrowani, edukowani, uczeni i pouczani, strofowani, zachęcani, zniechęcani, dopingowani, porównywani, doglądani, chwaleni i ganieni. Dzieciaki oczywiście były poganiane, żeby zdążyć na basen po lekcjach, trening judo, lekcje rysunków, angielski - miały przecież troskliwych rodziców. Po zajęciach zero rozpasania, dryl i lekcje domowe, trochę zabawy, bo przecież rozwija, ustalona godzina kolacji i sen. Brak subordynacji był karany dyscyplinowaniem, krzykiem lub obojętnością. System kar i nagród funkcjonował jak w dobrze zorganizowanym garnizonie. Przecież byliśmy ,,dobrymi rodzicami”. Obydwoje z posagiem autorytarnego wychowania prześcigaliśmy się w wymyślaniu i stosowaniu skutecznych metod wychowawczych.
Wezwania do szkoły, kłopoty z nauką, zachowaniem i niestety brak efektów, przy tak wysokim zaangażowaniu. No i oczywiście wstyd, smak porażki, bo pedagog szkolny również jest bezsilny, mimo przygotowania profesjonalnego. Nasilające się skargi nauczycieli, spadek poczucia własnej wartości u dziecka, ale także u mnie. Kolejne napomnienia, uwagi, w domu niekończące się pogadanki, tłumaczenia, w końcu ,, lanie”. Błędne koło nakręca się……. Młodszy syn reaguje inaczej niż starszy, stosuje bierny opór, nie słyszy, nie odpowiada, wszystko puszcza mimo uszu lub stosuje taktykę odwracania uwagi przez uśmiechy i urok osobisty. W końcu i jemu przestaje odpowiadać presja, krzyk, pouczanie, nakazywanie oraz oczekiwanie uległości. Skutkuje to agresją lub alienacją. Tak… tak, to może być niewydolność intelektualna… tyle tłumaczeń, na nic… cóż, trzeba znaleźć w sobie odwagę, udać się do psychologa i poznać prawdę. Najlepiej jak najszybciej. Trzeba więc prywatnie, bo w poradni czeka się kilka miesięcy na termin ( czyżby tyle dzieciaków miało problemy? włącza się pierwsza żarówka ostrzegawcza). Wreszcie badanie, niecierpliwe czekanie na wyniki, nareszcie są…. powyżej normy? Jak to! Przecież niemal już uwierzyłam, że muszę oddać moje pociechy na złom, takie to nieudane modele.
Coś trzeba i należy zrobić…. za poradą psychologa spędzamy razem więcej czasu, zawieszamy na jakiś czas karanie, pozostają tylko nagrody (nie wiedziałam wówczas, że jest to technika manipulacyjna). Wcześniejszy okres naporu wychowawczego daje teraz znać o sobie. Starszy syn powoli ustępuje, zaczyna być łamana wola dziecka. Za chwilę włączę tylko system regularnego nagradzania i wydaje się, że już…. tuż w zasięgu ręki jest ,,sukces wychowawczy”. Nareszcie uda się przystosować dziecko do potrzeb nauczycieli, rodziców i dalszej nieusatysfakcjonowanej takim ,, żywiołem” i ,, głąbem” – rodziny, a może nawet pogardliwych sąsiadów. Skupiam się na pomocy Pawłowi, uwaga ojca koncentruje się na młodszym Michale. ,, Mały” wymaga przecież radykalnych działań zaradczych, aby nie wpaść w takie koleiny jak pierworodny. Michał okazuje się jednak silniejszą osobowością i nie ulega tak łatwo. Ma zaledwie 5 lat, ale w sposób asertywny potrafi przeciwstawić się ojcu. Na napomnienia, ponaglenia, krzyki klapsy, Michał godnie i spokojnie oponuje ,, przestań na mnie krzyczeć, wytłumacz mi to inaczej”. Patrzymy z mężem po sobie, jesteśmy bezsilni i zawstydzeni (włącza się druga żarówka ostrzegawcza). Nie wiemy jak to jest…. inaczej. Przecież nie można z nim tak, jak z dorosłym. Serce się kraje, że tak źle musimy traktować nasze dzieci, żeby wychować je na ,,ludzi”. Rozumiemy teraz naszych rodziców i to, co przeszli wychowując nas, przecież jesteśmy tacy sami – bezradni. Możemy tylko eskalować przemoc a rezultatów i tak brak! Wtedy nareszcie odezwało się we mnie sumienie, które udało się poruszyć Kołakowskiemu felietonami przytoczonymi na wstępie. Jak to było….?
,,Szacunek to podstawowy warunek wszelkiej pozytywnej relacji………..
Wyklucza inwazję na drugiego człowieka, ale nie odmawia mu zainteresowania,
nie pozostawia na pastwę samotnych zmagań…… jest oparty na miłości”.
No, tak…. myślę i myślę….. górnolotne to, ale wydaje się bardzo prawdziwe…. czy to się da zastosować w codziennym życiu? Kocham dzieci, ale ludzie z autorytarnym życiorysem nie bardzo ufają miłości. Przecież zaznali jej, bywała okrutna, wymagająca, zaślepiona i zwyczajnie krzywdząca, zostało po niej tyle blizn…. Taki jest nasz posag z dzieciństwa, nie bardzo jest się czym dzielić z innymi. Ta krytyczna autorefleksja zabolała mocno. A więc to tak!!! Naprawdę, to wcale nie byliśmy wychowywani przez nasze autorytety, tylko odzierani z miłości, z szacunku do siebie samych, a teraz czynimy to naszym dzieciom szczycąc się, że je gorliwie wychowujemy. I co teraz?..... znikąd pomocy, wszyscy są zagmatwani w jakiś spisek…. jedno co słyszę: musi Pani to zrobić, najważniejsza jest konsekwencja,…. proszę się nie załamywać, taki wiek, to minie, trzymać tak dalej…. do logopedy, psychologa, terapeuty……… Czy istnieje jakaś inna droga?
Uff….. ukradziona chwila dla siebie, wpadam do księgarni, to mój ulubiony sport. Mam chrapkę na jakąś ,,babską” książkę, dawno nic dla siebie nie poczytałam. Wielgachne czarne litery na niebieskim tle przykuwają moją uwagę – ANTYPEDAGOGIKA. Cóż to takiego?!!! Na podręczniki obowiązują subskrypcje, wracam jednak ze zdobyczą do domu. Czytam zachłannie….. o sobie, moich dzieciach, o Nas, o ,,czarnej pedagogice”, rygorystycznych wymaganiach instytucji, terrorze domowych pieleszy, kontrolującej miłości, nieszczerości, manipulacji, stłumionej empatii, strachu, lęku, cierpieniu, wycofaniu, upokarzaniu, braku zrozumienia i krytycyzmie, przemocy i znieważaniu. Byłam zdruzgotana, ale podbudowana – problem został zdiagnozowany. Ta książka pozwoliła mi na wnikliwy ogląd rzeczywistości i stopniowe odrzucenie wszelkich niszczących oddziaływań. Dzięki poznaniu poglądów antypedagogów, dokonałam wyboru: czy chcę wychowywać dzieci do wolności i odpowiedzialności, czy też będę dzierżyła nad nimi władzę! Antypedagogika zrównuje prawa dzieci i dorosłych, nikogo nie wyróżnia. Nie byłam wówczas jeszcze pedagogiem i z punktu widzenia zainteresowań zawodowych nie mogłam się odnieść do czytanych treści. Intuicja wskazywała jednak, że należy skorzystać z możliwości jakie zostały przez Schoenbecka zaproponowane. Opisywane działania nie miały odniesienia do Polski, zdawałam sobie sprawę, że będę pionierką na własną odpowiedzialność. Wybrałam najpilniejsze sytuacje z życia rodzinnego, szkolnego i zaczęłam wdrażać planowe działania, konkretne techniki postępowania wobec dzieci, chociaż nie podobały się one postronnym obserwatorom. Pierwsze rezultaty były widoczne po trzech tygodniach. A mimo to, nie było łatwo! Antypedagogika jest wymagająca względem wychowawcy. Wymaga od niego umiejętności utworzenia w sobie i wokół siebie sprzyjającego środowiska wychowawczego. Wychowanie liberalne zwalnia z ponoszenia takiego trudu. Nie wszyscy zdają sobie sprawę z tej różnicy. Liberalizm kreowany przez wartościową jednostkę może być doskonałym panaceum na wychowawcze ,,nierówności”. Jednakże jego powszechne zastosowanie grozi brakiem orientacji, często nieumiejętnością przystosowania się, można zaobserwować brak reguł, natomiast wolność bywa zastępowana samowolą. Autorytaryzm już w ramach swej definicji zakłada ograniczenia i ramy, tak transformuje proces wychowawczy by ukształtować wychowanka według z góry założonych celów. Wychowawca ma możliwość ograniczania i zadysponowywania wolności podopiecznego. Pozycje wychowawcy i wychowanka są ustawione hierarchicznie. Antypedagogika nie posługuje się zdefiniowanymi celami, dopuszcza swobodny rozwój dziecka i raczej za nim podąża oraz wspiera w działanich eksploracyjnych. Nie podsuwa też gotowych zainteresowań, ale stara się wzbudzać je. Pozycja wychowawcy i wychowanka zrównuje się. A gdzie autorytet ? Tu powstaje pytanie, czy to ja mam się zniżyć do dziecka, czy to dziecko należy wynieść do rangi osoby dorosłej? Po kilkunastu latach stosowania tego typu wychowania potrafię odpowiedzieć na tę wątpliwość. Antypedagogika wymaga, aby cały swój potencjał, wszystkie umiejętności oraz przemyślenia, wychowawca zastosował do udoskonalenia i dookreślenia przede wszystkim siebie. Istotna jest świadomość, w jakim kierunku chce podążać, co uwypuklić oraz wyeksponować we własnej osobowości aby ten aspekt był czytelny dla wychowanków, jakim światem zainteresować podopiecznych. Taki wgląd we własne zasoby jest najważniejszy. Antypedagogika pozwala zagospodarować wszelkie autokratyczne zapędy wychowawcy, skierowując je na niego samego- jeśli koniecznie chcesz kimś zarządzać, to najlepiej sobą, zawsze się znajdzie coś do dopracowania. Dla wychowanków mamy natomiast w zanadrzu akceptację, zaufanie i ocean cierpliwości, niezastąpiona jest pogoda ducha, realny optymizm, równowaga, asertywność, zaradność życiowa, kreatywność a nade wszystko samorealizacja.
Popularna w antypedagogice technika 3- tygodniowej cierpliwości, znalazłaby wielu zadowolonych naśladowców, gdyby była szerzej propagowana. Zakłada ona, że każda osoba potrzebuje maksymalnie 21 dni, aby uporać się z nawet najtrudniejszą sytuacją życiową. Takie podejście pozwala każdemu dziecku czy osobie dorosłej zmierzyć się ze swymi problemami, przy empatycznym zainteresowaniu opiekuna, bez jego porad czy wskazówek. Wystarczą krótkie pytania, które pomagają zwerbalizować problem, nazwać go, usłyszeć własne odpowiedzi i zastosować wymyślone przez siebie rozwiązania. Możliwe, że wypracowane w ten sposób strategie okażą się nieskuteczne, ale nauka na błędach jest jedną z cenniejszych. W antypedagogice błąd jest narzędziem wychowawczym, przezwyciężenie go pozostawia bowiem trwałe rezultaty. Istotne jest towarzyszenie dziecku w jego próbach poradzenia sobie z własnymi sprawami, pozostając życzliwe nastawionymi, ufnym oraz empatycznym. Takie minimalne oddziaływanie stosujemy wówczas, gdy to dziecko podejmuje próbę uporania się z własnymi sprawami. Natomiast, gdy to my inicjujemy kontakt np. polegający na wspólnym spędzeniu czasu, odpoczynku czy zabawie, proponujemy siebie w najbardziej naturalnej ekspresji i autentycznej wersji. Umiar dobrze służy tym sytuacjom, gdy dziecko podejmuje wysiłek intelektualny, wytęża pomysłowość czy bada własne uczucia, aby zastosować własne rozwiązania. Powstrzymajmy się wówczas z pomocą, delektujmy się darem zaufania – zostaliśmy wybrani na towarzysza tej ważnej chwili. Dzieciaki w ten sposób prowadzone, szybko odbudowują nadwątlone poczucie własnej wartości, kumulują w sobie małe i coraz większe sukcesy, zyskują pewność siebie, stają się bardziej otwarte. Zaczyna rozkwitać proces samoafirmacji. W atmosferze akceptacji stają się kreatywne i spontaniczne, nie boją się oceny negatywnej i potrafią ją zakwestionować. Dozowana aktywność wychowawcy stymuluje aktywność własną dziecka. Pełna aktywność wychowawcy wskazana jest w obszarach, które należy u dziecka wyleczyć, skompensować czy wyćwiczyć, aby mogło w pełni funkcjonować. Granice dopuszczalnych zachowań, wzajemna pomoc, prawo do intymności, życzliwości oraz wyrażania uczuć negatywnych ustalane są w drodze negocjacji. Ten obszar powinien być jasno i prosto określony. Ciekawym zjawiskiem jest to, że ten styl wychowania poważnie obniża poziom agresji u młodzieży, łagodzi konflikty, dynamikę i burzliwość okresu dojrzewania. Młodzież wyczuwa, że otrzymała dar zaufania i zazwyczaj nie nadużywa go, chociaż zdarza się, że testuje granice. Ważne sprawy rodzinne omawia się na naradach, gdzie każdy może zgłaszać swoje sugestie, potrzeby i argumenty. Na naradach określa się też jakie negatywne wpływy zewnętrzne pragniemy ograniczyć względem rodziny, można by to określić mianem higieny etycznej. Wychowanie zmierza w kierunku ,,żyj tak aby Tobie było dobrze i innym z Tobą było dobrze”. Bez względu na płeć dzieci są wdrażane do obowiązków domowych w całym ich spektrum i posiadają wiele kompetencji w kwestii prowadzenia domu. Dzieci wychowywane do wolności i odpowiedzialności, szanują te wartości, nie posiadają jednak pewnych cech pożądanych w społeczeństwie. Plasują się w innym spektrum. Nie są tak submisyjne czy podatne na perswazję, mniej podlegają wpływom grupowym i manipulacji. Łatwiej odczytują intencje innych osób, preferują proste, precyzyjne komunikaty bez podtekstów. Z łatwością demaskują nieszczere intencje, kwestionują autorytety, kierują własnym rozwojem, wyborem kierunku kształcenia czy zawodu, wolą pracować w pojedynkę, umiarkowanie interesuje je rywalizacja. Daje się zauważyć, że zamiłowanie do wolności ogranicza ekspansję w szerokim rozumieniu tego słowa.
Podsumowując uważam, że antypedagogika stanowi idealny pomost do wyprowadzenia wychowanków z zakamarków autorytaryzmu, wszędzie tam, gdzie jeszcze on pokutuje. Pozwala oswoić dzieci z klimatem wolności i swobodnego rozwoju. Natomiast na uzyskanym w ten sposób polu powinna czekać szersza oferta wychowawczo – edukacyjna. Tak naprawdę antypedagogika pełni rolę terapeutyzującą, pozwala przywrócić stan równowagi początkowej. Dzieci, które nie były wychowywane w warunkach socjalizacji represyjnej i są wolne od zaburzeń, chętnie poznałyby też, bardziej żywiołowych, spontanicznych wychowawców. Dlatego najlepszym rozwiązaniem wydaje się wybranie z tej metody konkretnych technik i zachowań przydatnych w codziennej pracy z dziećmi. Namawiam wszystkich do poznania podwalin tego nurtu, gdyż ułatwia to ujrzenie rzeczywistości wychowawczej w innym świetle, rozszerza ogląd sytuacji społecznej oraz zależności przyczynowo – skutkowych. W innej perspektywie prezentuje też moralność. Wychowanie antypedagogiczne unaocznia to, co poniża człowieka i demaskuje sprawców. To jedna z najpotężniejszych tarcz obronnych we współczesnym świecie. Antypedagogika stanowi doskonałą platformę do wychowania rodzinnego, uzupełniona o pedagogikę zabawy, czasu wolnego i pedagogikę pracy może stanowić doskonały materiał aktywizujący na cały okres życia, zarówno rodziców, dzieci, młodzieży, jak też nauczycieli.


nauczyciel terapii pedagogicznej, oligofrenopedagog, terapeuta SI
Stefania Kania



Wyświetleń: 0


Uwaga! Wszystkie materiały opublikowane na stronach Profesor.pl są chronione prawem autorskim, publikowanie bez pisemnej zgody firmy Edgard zabronione.