Katalog

Danuta Karolczak
Zajęcia przedszkolne, Ankiety

Moja przygoda z metodą "Ruchu Rozwijającego" W. Sherborne

- n +

Moja przygoda z metodą "Ruchu Rozwijającego" W. Sherborne

Zawsze wiedziałam, choć może to się wydawać truizmem, że ruch jest czynnikiem energetyzującym i ożywiającym kreatywność człowieka.
Jednak nie przypuszczałam, że teoria E. Labana czy W. Sherborne potrafi przyjąć się w wiejskim środowisku, gdzie rodzice hołdują dalej tradycyjnym metodom wychowawczym. Moja przygoda z metodą "Ruchu Rozwijającego" rozpoczęła się kiedy na Radzie Pedagogicznej przyjęliśmy tę metodę jako priorytetową w planie strategicznym naszego przedszkola. Zawsze ze sceptycyzmem podchodzę do teorii, które najczęściej trudno wdrożyć w życie (praktykę) zwłaszcza, że wymaga od uczestników i prowadzącego nakładów, działań dodatkowych, często środków. Tym razem było inaczej.

Zafascynowało mnie to, że zwykłe głaskanie, turlanie, pociąganie za ręce i nogi, podskoki i mocowanie się mogą wytworzyć taki dobry klimat. Naturalnie jako nauczycielka z 23-letnim stażem, profesjonalnie podeszłam do problemu.

Rozpoczynając przygotowania wczytując się w literaturę przedmiotu, pomogły mi takie publikacje jak: M. Bogdanowicz, B. Kisiel, M. Przasnyska "Metoda Weroniki Sherborne w terapii i wspomaganiu rozwoju dziecka"; M. Bogdanowicz "Metoda Weroniki Sherborne w terapii dzieci jąkających się" - Logopedia 1990 nr 17; M. Przasnyska (1989) Nauczanie kultury fizycznej w szkole życia według "programu ruchu" Weroniki Sherborne. "Szkoła specjalna" 1989 nr 2.
Razem z koleżankami postanowiłyśmy wdrożyć tę prostą i naturalną metodę w przedszkolne życie.
Największą barierą było przekonanie rodziców do aktywnego uczestnictwa w zajęciach w końcu należało przełamać wstyd, swoją dorosłość stateczną żeby całkowicie oddać się zabawie i bliskości z dzieckiem na oczach wszystkich. Szczególnie lody musieli łamać rodzice dzieci agresywnych, nieśmiałych i z deficytami rozwojowymi, bo przecież gdyby ponieśli porażkę, to na forum wszystkich - a wiadomo w małym środowisku to dodatkowe obciążenie.

Pierwsza partia ćwiczeń miała na celu pełną relaksację i ułatwienie kontaktu z partnerem w tym wypadku - rodzicem. Dodatkowo ćwiczenia miały prowadzić do poznania własnego ciała: brzucha, placów, rąk itp. Całość firmowana była tajemniczą zabawą przy muzyce "Podróż z delfinkiem".
Oto przykłady poleceń do dzieci i rodziców:
- delfiny pływają - czołganie się po podłodze na brzuchu;
- delfiny wirują w wodzie - turlanie się;
- zabawa delfinów - ciąganie za przeguby rąk leżącego na plecach, ciąganie za kostki leżącego na brzuchu;
- delfinek na huśtawce - dwóch dorosłych huśta dziecko trzymając je za kostki i nadgarstki.
Naturalnie nie byłam biernym instruktorem wydającym polecenia - sama też byłam delfinkiem. Początkowo ćwiczenia były sztywne, kontrolowane i wykonywane z rezerwą. Jednak spontanika, otwartość i naturalna dziecięcość pokonała wszystkie bariery.
Kiedy z koleżankami dokonywałyśmy ewaluacji i podsumowania zajęć, to chyba jak w żadnych zajęciach teoria potwierdziła się w praktyce.

A zatem osiągnięte zostały cele: doświadczenia ruchem, kontaktu emocjonalnego, fizycznego i społecznego. Ponadto zajęcia doskonale uczyły sprawności ruchowej, koncentracji uwagi, sposobu komunikowania się, wyrabiały poczucie bezpieczeństwa, współdziałania i wrażliwości na otaczający świat.

Zaskoczeniem było, że dzieci dotąd postrzegane jako nieśmiałe, oporne czy agresywne wodziły prym w zabawie narzucając swoją kreatywność, szczerość i wesołość. Najciekawsze okazały się jednak opinie rodziców, którzy w 86% wyrazili aprobatę tej metody. Stwierdzili, że takie zajęcia nie tylko usprawniają fizycznie dziecko, ale przede wszystkim pobudzają do kreatywnego działania, rozwijają wyobraźnię i umożliwiają bezpośredni ciepły kontakt z dzieckiem i pogłębiają więź emocjonalną. Metoda W. Sherborne jest na tyle dla rodziców atrakcyjna, że nie ogranicza ich do "przymusowych" zajęć w przedszkolu ale może być kontynuowana w naturalnych sytuacjach rodzinnych, np. zabawa na dywanie, spacer po parku czy zabawa na polanie. Żeby nie wpaść w samozachwyt należy również zauważyć że 10% rodziców sceptycznie podchodzi do tej metody.

Mankamentem jest również to, że nie zawsze rodzice mogą uczestniczyć w zajęciach otwartych i wtedy zwyczajnie dziecko nie ma pary, co dodatkowo powoduje stres i dezorganizację zajęć.

Oswojenie się z metodą W. Sherborne wymaga na pewno czasu i zwiększenia częstotliwości zajęć. W naszym przedszkolu zajęcia nie będą tylko okazjonalne. Stanowić będą stałą część planu pracy w poszczególnych grupach wiekowych.
Pozytywne efekty tej metody są przecież zauważalne.

Opracowanie: D. Karolczak
Nauczycielka Przedszkola
"Koszałek-Opałek" w Miłosławiu

Wyświetleń: 2467


Uwaga! Wszystkie materiały opublikowane na stronach Profesor.pl są chronione prawem autorskim, publikowanie bez pisemnej zgody firmy Edgard zabronione.