Katalog

Hanna Palacz
Język polski, Referaty

"Antygona w Nowym Jorku" Janusza Głowackiego - dialog z literacką konwencją?

- n +

"Antygona w Nowym Jorku" Janusza Głowackiego - dialog z literacką konwencją?

"Życie w komunistycznej Europie Wschodniej, które w najlepszym przypadku cechowała hipokryzja, w najgorszym zaś okrucieństwo, miało swój udział w rozwoju sztuki. Rytuał i melodramat funkcjonowania w życiu publicznym, konieczność wyrażenia buntu w sposób zaszyfrowany, wykształciło pokolenie dramatopisarzy i reżyserów obdarzonych silną wyobraźnią., zmysłem polemicznym i zdolnością metaforycznego myślenia. Wielu z nich uświetniło scenę amerykańską swą obecnością, bądź jako goście, bądź jako emigranci. Rzadko jednak ma się do czynienia z dowcipniejszym i bardziej przenikliwym obserwatorem swej przybranej ojczyzny" - mówi Janusz Głowacki.1

Biografia autora wskazuje, że nie jest jedynym z tych, których można "zaszufladkować", żyje nie tak, jak większość "uporządkowanych", myśli nie tak, jak pomyślałby przeciętny rodak, widzi nie tak, jak większość, po prostu patrzy inaczej. Taka indywidualność nie żyje według utartych standardów, stąd dzieła, których formy nie przystają do żadnych klasyfikacji, rozmijają się z konwencjami dramatu (jeżeli konwencję utożsamić z dramatem klasycznym). Bo cóż to jest konwencja literacka? Przeciętnemu użytkownikowi języka słowo "konwencja" kojarzy się z uporządkowaniem. Pewnie semantyka tego słowa spowodowała, że definicja słownikowa jest również bardzo uładzona i w odniesieniu do literatury oznacza: utrwalony w praktyce zespół norm określających charakter dzieła oraz sposób ich zorganizowania w całość. Konwencjonalizacja dotyczyć może: motywów, bohaterów, wątków itp. Jeżeli poruszalibyśmy się tylko w obrębie konwencji literackiej, dzisiejsze dramatopisarstwo niewiele różniłoby się od tego z czasów Sofoklesa, i sztuka Głowackiego musiałaby być kolejną trawestacją antycznego dramatu.

Inny aspekt problemu nakazuje rozpoznawać konwencjonalne nacechowanie tylko w kontekście literackiej tradycji, na którą mają wpływ nowe prądy filozoficzne, warunki społeczne, kulturalne i ekonomiczne oraz historia. Nie da się pominąć dwudziestu pięciu wieków historii jakie upłynęły od czasów Sofoklesa. Wszystkie te czynniki sprawiły, że konwencje również ulegały modyfikacjom, ponieważ upływ czasu sprawił, iż inaczej interpretuje się dziś to, co nazywane jest tradycją. Prawidłom tym podlega również sztuka. Głowacki w swym dziele wykorzystuje tylko wybrane elementy konwencji literackiej, pozostałe pomija lub modyfikuje, dostosowując je do gustów i problemów współczesnego czytelnika.

Teatr Sofoklesa to wielkie widowisko na scenie pod gołym niebem, proste tło architektoniczne, inscenizacja całkiem umowna. Podobnie w sztuce Głowackiego - scena jest tylko ławką wśród krzaków w Tompkins Square Park. Obok drzewo bez liści i kosz na śmieci. Sceny antycznego teatru charakteryzuje monumentalność. W kontekście "Antygony w Nowym Jorku" należy nieco zmienić semantykę tego słowa. W parku na Tompkins Square mieszkają bezdomni, okupują ławki i skwery. Są brudni i śmierdzą. Nie mają dokąd pójść, więc śpią, jedzą, gotują, chorują i umierają w tym najbardziej publicznym ze wszystkich teatrów; "widownię" mają ogromną.

Tu, na wschodniej ścianie Manhattanu umieszcza Głowacki bohaterów "Antygony w Nowym Jorku". Na ławce w Tompkins Square Park odnalazł byłego artystę, rosyjskiego Żyda i drobnego kanciarza z Polski - Pchełkę, którym udało się dotrzeć do Nowego Jorku. Przedsięwzięcie to pozbawiło ich całej energii. Osiedlili się więc na ławce w parku i wydaje się, że jest to ich punkt docelowy. Ławką w parku to jedyny adres, ostatnie miejsce, jakie im zostało. Są tu już od pięciu lat, może dłużej, sami nie pamiętają. Brzydzą się sobą, ale nie potrafią się rozstać. Pchełka kurczowo trzyma się Saszy, który kiedyś był malarzem, ale teraz trzęsą mu się ręce.

Nie byłoby tych dwóch bez Becketta, któremu zawdzięczamy ukazanie na scenie sytuacji powszechnych, zwykłych, codziennych - również takich pod drzewem bez liści, na brzydkiej ławce. Czyżby znowu sięganie do konwencji, konwencji teatru Becketta, do symbolu, absurdu? W pewnym sensie tak. To przecież Beckett każe królom chodzić w purpurowych szlafrokach, a czas historyczny mierzy budzikiem (S. Beckett "Końcówka"). Nie można w takim obrazie królewskich komnat odnaleźć podniosłej, czasami wręcz pompatycznej atmosfery antycznego dramatu. Akcja dzieła Sofoklesa rozgrywa się przed wspaniałym, królewskim pałacem w Tebach, a główne postaci dramatu to arystokracja tebańska, członkowie królewskiej rodziny. Czyżby degradacja społeczna bohatera? Od starożytności stopniowo zmieniał się wizerunek bohatera dramatu - u Sofoklesa cierpią i umierają królowie, herosi, u Becketta zwykli ludzie. Widać więc znaczną modyfikację, ale ciągle utrzymaną w konwencji literackiej. Sposób wykreowania postaci i sytuacji w "Antygonie w Nowym Jorku" jest małą "cegiełką", indywidualnym wkładem Głowackiego w nieustanne kształtowanie się nowych norm teatru, poetyki dramatu i nowego spojrzenia na rzeczywistość.

Głowacki nie poddał tragedii Sofoklesa transformacji. Wprowadził do swojej sztuki archetyp Antygony i przez ten pryzmat spojrzał na zastaną rzeczywistość. Bezdomni w Tompkins Square Park to efekt "tu i teraz", ale też "wszędzie i zawsze" rzeczywistości, a polska rzeczywistość to: sierpień 1980, potem stan wojenny, potem uchodźcy polityczni i emigranci. W takiej perspektywie dziejów Głowackiego interesuje dramatyzm społeczeństwa XX wieku (społeczeństwo rozumieć należy dość wąsko - wygnani, bezdomni, obcy).

Antygoną w Nowym Jorku "to rzecz o ofiarach rozmaitych okoliczności - historycznych, socjalnych, psychicznych - i nie przyczyny, lecz ich zewnętrzne skutki przyciągają uwagę pisarza. Antygoną - królewna tebańska - również jest ofiarą okoliczności. Nie ma wpływu na swoje haniebne pochodzenie, nie może odwrócić klątwy ciążącej nad rodem Labdakidów, nie chciała też bratobójczej wojny. Jest samotna jak Portorykanka Anita, obie muszą zrobić to, co należy, muszą pochować kochaną osobę. Zawsze istnieje jednak ktoś - to władca Teb Kreon, to znów burmistrz Nowego Jorku - kto narusza tabu zwłok i wstrząsa uczuciami Antygeny córki Edypa albo Antygony z Nowego Jorku, czyli Anity, bezdomnej Portorykanki. Kreon zabrania pogrzebać brata Antygony, Polinejka, bo zdradził ojczyznę. Zmarły John, bezdomny kochanek Anity, zgodnie z rozporządzeniem władz Nowego Jorku powinien znaleźć się w zbiorowym grobie na Potter's Fieid, na więziennej wyspie Hart Island.

Motyw zakazu pogrzebu spotykamy już w utworze starszym od " Antygony "Sofoklesa o ćwierć wieku, w tragedii Ajschylosa" Siedmiu przeciw Tebom ". Zakończenie tej sztuki nie było jednoznaczne i we wznowieniu zmodyfikowano je pod wpływem znanej już wówczas sztuki Sofoklesa. Tradycja o czynie Antygony istniała. Starożytny autor Pausaniasz w II w.p.n.e opowiada, że:" w Tebach pod murami miasta było miejsce zwane "Przewłoką Antygony", tędy bowiem jak mówiono, wierna siostra, nie mogąc udźwignąć ciała brata, wlokła je do stosu Eteoklesa, by spłonęło razem z ciałem tamtego ".2

Anita - jak Antygona Sofoklesa - chce wyprawić pogrzeb trupowi, pochować go po bożemu, z dwiema świecami i stypą z kawałka serca umaczanego w miodzie. Ałe trup został zabrany przez ambulans i wywieziony na Pole Garncarza, jak wszystkie nie zidentyfikowane trupy w Nowym Jorku. Wrzuca się je potem do wspólnego dołu pod więzieniem, między przestępców, podrzutków, nędzarzy bez nazwisk. Ta nowa trzydziestopięcioletnia Antygona z Puerto Rico chce wykraść trupa i pogrzebać w parku. Antygona i Anita chowają swoich zmarłych we" własnych ", prywatnych grobach, blisko rodziny i przyjaciół, gdyż prawa moralne i boskie stawiają ponad zarządzenia i rozkazy władz ziemskich. Bohaterka tragedii Sofoklesa, za nieposłuszeństwo żywcem zamurowana, odbiera sobie życie. U Głowackiego - w wyniku policyjnego" oczyszczania "parku, usunięcia biednych, otoczenia terenu żelaznym płotem - Anita wiesza się na bramie.

Zakaz Kreona ma w pewnym sensie moralne uzasadnienie. Polinejk to zdrajca ojczyzny. Stoi zatem przed dylematem, czy jednakowy ma być pośmiertny los zdrajcy i obrońcy. W" Antygonie w Nowym Jorku "etyka i moralność są nacechowane piętnem bezwzględnej współczesności. Odczytując podtekst dzieła, można doszukać się paradoksalnych wniosków. W państwie, które jest wzorem współczesnej demokracji i równości wobec prawa, ludzi - których" winą "jest to, że nie mają siły przebicia, zaradności życiowej i domu, mieszkają na dworcach lub w parkach - grzebie się tam, gdzie nakazuje państwo i w sposób jaki dyktuje państwo - bezimiennie, we wspólnym dole. Państwo troszczy się o wszystkich obywateli - nawet bezdomnych - zapewnia im" godny pochówek ".

Odmówienie pochówku zmarłemu - wedle prastarego prawa sakralnego - było grzechem religijnym. Grzech taki - przeciw niepisanemu prawu - popełnił Kreon, ale też burmistrz Nowego Jorku i władze miasta, ponieważ wrzucanie zwłok do dołu jest raczej ich bezczeszczeniem niż rytualnym obrządkiem należnym zmarłemu. Inny jest stosunek Greków do zwłok i obrzędu pogrzebu. Bohaterka Sofoklesa chce pochować brata powodowana czcią należną majestatowi śmierci oraz miłością i współczuciem dla Polinejka. U Anity to odruch warunkowy, a uczucia, które nią powodują nie są tak wzniosłe. Sąd nad Anitą możliwy jest tylko" tu i teraz ", zmarłego grzebie nie dlatego, że zwłokom należy się szacunek, lecz dlatego, że:" pochodził z dobrej rodziny. Był arystokratą z Bostonu ".

Sąd nad Antygoną odbywać się może" wszędzie i zawsze ". Jej postępowanie, motywy wyboru, dramatyzm decyzji były i są literackim punktem odniesienia. W perspektywie jej tragizmu interpretuje się kreacje bohaterów dramatycznych następnych epok, jest zatem archetypem uniwersalnym, skonwencjonalizowanym. Antygoną łamie prawo własnego kraju, nie chce podporządkować swego dobrą osobistego i rodzinnego wspólnemu dobru obywateli, nie chce związków społecznych uznać za wyższe niż związki krwi, a państwo jest dobroczynne dla swoich obywateli. W innej sytuacji jest Anita - cudzoziemka, bezdomna, bez pracy. Państwo - jej nowa ojczyzna dało jej przestrzeń, ale nie sprawuje nad nią funkcji opiekuńczych, nie troszczy się o nią, nie ma w tym kraju żadnych praw, dlatego sytuację Anity należy rozpatrywać w ściśle określonym kontekście geograficzno - historycznym - na północnej półkuli u schyłku XX wieku. Paradoks tu niebywały, w tym najbardziej demokratycznym państwie świata, prawo i demokracja są dla wybranych. Cudzoziemcy, bezdomni, ci, którzy nie mogą nic dać państwu, nie pasują do jego struktur, więc wyrzucani są poza nawias, do Tompkins Square Park, a potem... gdzieś...

Jeszcze raz zostaje potwierdzona teza, że konwencję można rozpatrywać tylko integralnie z tradycją, która jest kształtowana przez warunki historyczne, polityczne, ekonomiczne. Czynniki te są zmienne, stąd dostosowują się do nich nurty literackie, wzory poetyckiego obrazowania wizerunki bohaterów, czyli wszystko to, co składa się na konwencję literacką.

Niezmienne od wieków, nie dające się zmodyfikować są pierwiastki " ludzkie "- to, co dotyczy człowieczej głębi, istoty człowieczeństwa. Osobowość człowieka jest talią wielu" kart ", a te z napisami" rozum i emocje " mają w niej stałe miejsce. Postępowanie nasze zależy w dużej mierze od tego, których kart jest więcej. Można pokusić się o stwierdzenie, że we wszystkich działaniach kierujemy się uczuciem. To emocje, których często sobie nie uświadamiamy, powodują, że gnani zazdrością dopuszczamy się zbrodni. Miłość i szczęście sprawiają, że jesteśmy zdolni tworzyć wielkie rzeczy. Potrzeba posiadania, ciągłego sprawdzania siebie sprawia, że budujemy nowe fabryki, miasta i wielkie imperia. Dokonania manifestują naszą obecność w rzeczywistości. Być może samobójcza śmierć Anity - akt odwagi lub tchórzostwa, zależy od punktu widzenia - i odważny czyn Antygony miały służyć zamanifestowaniu obecności jednostki, domaganiu się praw i akceptacji.

W takim kontekście" Antygona w Nowym Jorku "jest dziełem ważnym. Jego szczególną wartością jest niewątpliwie inne spojrzenie na człowieka - przez pryzmat jego uczuć, uczuć nietypowych, zagmatwanych, których sam nie rozumie. Odzwierciedlenie tego kierunku poszukiwań znajdujemy już w psychologii drugiej połowy XIX wieku. S. Freud zajął się badaniem najgłębszych tajników duszy ludzkiej, posługując się metodami psychoanalizy. Nauka ta wyjaśniła wiele, ale nie wszystko. Wnętrze człowieka nadal pozostaje tajemnicą - wyzwaniem dla naukowców i poetów. Być może już wkrótce konwencjonalnym bohaterem będzie psychoanalityk, który mógłby pomóc Antygonie, Anicie, Saszy i innym.

W" Antygonach "sumienie bohaterów budzi się i dojrzewa w związku z moralnymi i boskimi powinnościami wobec zmarłych. To odwieczna historia, która opowiada o człowieku i o tym co nieludzkie w dziejach ludzkości na przestrzeni jej dziejów.

Historia sumienia, wyeksponowana dzięki losom Anity i jej zmarłego kochanka Johna, aktualna była w czasach Kreona i aktualna jest tu i teraz.

Nie należy przez to rozumieć, że dramat Głowackiego jest nową wersją antycznej tragedii, choć rozsławiony przez starożytnego tragika archetyp Antygony daje" Antygonie w Nowym Jorku "moralną wyrazistość, tematyczną doniosłość i formalną spójność. U Głowackiego" inni "- współcześni są też pozostali bohaterowie. To nie monumentalni, heroiczni rycerze, którzy dokonują wielkich czynów, to nie członkowie rodzin królewskich. W" Antygonie w Nowym Jorku "ludzie są tacy, jacy są, chciałoby się powiedzieć, że ludzie są tylko ludźmi. Na ławce w parku siedzą razem Sasza, który kiedyś był malarzem, ale już wszystko jedno czym był, bo mu się teraz trzęsą ręce i Pchełka - epileptyk i łgarz. Obaj opłaceni przez Anitę przemycają zwłoki Johna z Bronxu do Tompkins Squere Park. Okazuje się, że to nie jest ukochany Portorykanki, ale Pchełka miał wtedy atak epilepsji, a Sasza złamał okulary. Praca została wykonana, wymaga zapłaty, więc biorą pieniądze. Życia nie można zaplanować. Gdy wydaje się, że wspólny wyjazd Anity i Saszy jest przesądzony, znowu następuje nieoczekiwany zwrot akcji, Anita zostaje zgwałcona i sponiewierana, nie ma już nawet ławki w parku, żadnego miejsca na ziemi. Nikt po niej nie płacze. Odeszła niepostrzeżenie,

jak wielu i trafiła - znów paradoks - do miejsca, przed którym chciała uchronić Johna. Antygona - bohaterka Sofoklesa - poświęciła swoje życie i szczęście rodzinne, w chwili podejmowania dramatycznej decyzji również była samotna, bliscy odeszli, nad rodziną ciążyło fatum. Śmierć mogła je przerwać.

Twórczość Głowackiego należy powiązać z" małym realizmem ". Głębią życia jest dla niego" mała stabilizacja ", tyle że w specyficznych warunkach uchodźców, emigrantów i obcych. W jego utworze istotną rolę odgrywa ironia i groteska. Głęboko w pamięci czytelnika i widza tkwi scena, w której profesor - kochanek żony Saszy - dowiódł, że Szekspir był kobietą. Ale na uroczystą akademię dla uczczenia odkrycia przyszedł Szekspir i dał kopniaka uczonemu - absurdyście." Antygona w Nowym Jorku "to okrutna tragikomedia. Na takie ukształtowanie utworu wpływa specyficzna kreacja narratora. Jest on przygłupi albo takiego udaje. Stąd ten specyficzny i bardzo śmieszny język - arcyludzki. Czytelnik wyczuwa też w wypowiedziach bohaterów subtelną, wyrafinowaną ironię i humor, a całość - świat przedstawiony - naszkicowana jest z reporterską, realistyczną dokładnością.

Jest jeszcze u Głowackiego czwarta postać - Policjant. Wygłasza komentarze, prolog i epilog. Jak chór starców w greckiej tragedii jest Miastem. Głosem Miasta. Jednak stasimon w jego wykonaniu nie przypomina monumentalnego, poetyckiego języka Greków. Policjant posługuje się codziennym językiem przeciętnego nowojorczyka, słowa często są nacechowane pejoratywnie, choć trudno tu mówić o hołdowaniu estetyce brzydoty. Takiego języka po prostu używa się w życiu, a życie to teatr.

Wspomniano już, że" Antygona w Nowym Jorku "zawdzięcza tragedii Sofoklesa m.in. formalną spójność. W zasadzie można uznać, że sztuka Głowackiego zachowuje - z pewnymi odstępstwami-zasadę jedności miejsca, czasu i akcji. Wszystko rozgrywa się w ciągu jednej nocy, a o tragicznej śmierci Anity dowiadujemy się z relacji Policjanta. W pierwszej części utworu akcja toczy się dość wartko, dialogi i monologi są błyskotliwe, zaprawione dyskretną kpiną, a kolejne sytuacje nieprzewidywalne i niekonwencjonalne. W drugiej części akcja traci nieco tempo, ale zawiera jeden moment ironii. Gdy Portorykanka przytula odzyskane zwłoki Johna - czy też wydaje jej się, że to on - i przywołuje w pamięci jego zaloty, zadaje pytanie:" Jak można nie rozpoznać człowieka, którego się kocha? "Chciałoby się powiedzieć, że pogrzeb Johna, jak wiele rytuałów politycznych jest gestem sztucznym, pozbawionym jakiegokolwiek sensu.

Podsumowując, można pokusić się o stwierdzenie, że" Antygona w Nowym Jorku "J. Głowackiego nie mieści się w ramach żadnej konwencji. Dzieło to trudno jest odnieść w każdym szczególe do antycznej tragedii, trudno też jednoznacznie umiejscowić je tylko w obrębie teatru absurdu, konwencji teatru Becketta. Myślę, że Głowacki korzysta z doświadczeń swoich poprzedników o tyle, o ile służą one ukazaniu nadrzędnego przesłania dzieła, dlatego nie tylko czerpie z gotowych wzorców, ale - transponuje je, dostosowuje do swoich potrzeb - jak się okazuje z powodzeniem. Jego dzieło to niewątpliwie swoista mieszanka konwencji i nowych, indywidualnych 4 elementów wniesionych przez autora - to dialog z literacką konwencją (konwencjami).

Jest to bez wątpienia dzieło oryginalne, zarówno ze względu na poruszaną problematykę, sposób ujęcia tematu oraz poetykę. Nie ważne, w jakiej utrzymane jest konwencji, ważne, ze pisarz pisze o ludziach bo:

" Poznań, Warszawa czy Nowy Jork - to wszystko tylko dekoracje, między którymi chodzą ludzie. A ja piszę o ludziach "3. Trzeba mieć nadzieję, że to jeszcze nie koniec. Kto wie co jeszcze napisze"

Przypisy:
1 Fragment recenzji zamieszczonej w "Times'ie" 29 marca 1993.
2 Sofokles: Antygona. Oprać. S. Srebrny. Wrocław 1950.s. LIK.
3 Fragment wywiadu z J. Głowackim zamieszczony w "Poznaniaku" 31 grudnia 1993r.

Opracowanie: Hanna Palacz

Wyświetleń: 2849


Uwaga! Wszystkie materiały opublikowane na stronach Profesor.pl są chronione prawem autorskim, publikowanie bez pisemnej zgody firmy Edgard zabronione.