![]() |
![]() |
Katalog Przemysław Waszak, 2010-04-08 Toruń Język polski, Wypracowania Kilka odmiennych postaw egzystencjalnych w twórczości autorów powojennych.II wojna światowa stanowi najdłuższy, najbardziej bolesny i zarazem przełomowy okres w dziejach ludzkości. Ustaliła wyraźną cezurę - mówimy tu o literaturze i teatrze po II wojnie światowej. Ze względu na czas, na jaki brutalna zawierucha dziejowa przyćmiła gwiazdę człowieczeństwa, wykształciła się już w czasie trwania kataklizmu literatura wojenna.
Owa tragedia ogólnoświatowa wycisnęła piętno na rzeszach Polaków. Ci, z książki Romana Bratnego „Kolumbowie, rocznik 1920”, którzy przeżyli, ocaleli z pogromu, bądź nierównej walki, niechętni byli powrotu do przeszłości. Mogli, co prawda, wybiegać pamięcią 6, 10 lat wstecz, w okres pokoju, ale już wtedy sytuacja w dopiero co powstałej Polsce nie była klarowna. Złamani okupacją wracali do krainy dzieciństwa - tej z inwokacji do „Pana Tadeusza”. Twórcy powojenni musieli na nowo znaleźć sobie miejsce w świecie, nie będącym tylko zniszczoną, acz odrodzoną Rzeczpospolitą, lecz dziwnie brzmiącą Polską Ludową, z Frontem Jedności Narodowej, krajem, w którym władza należy do „ludu pracującego miast i wsi”. Od roku 1945 na literaturę znaczący wpływ wywrze również historia. Dzieje Polski Ludowej, faktycznie, a nawet teoretycznie w doktrynie Leonida Breżniewa, pozbawionej pełnej suwerenności, są okresem, w którym waga sprawiedliwości - miara tego, co i jak można powiedzieć otrzymywała nierówne, zmienne ciężary na swoje szalki. Najważniejsze cezury tego okresu to: lata 1945-48 - czas rozrachunków inteligenckich, stopniowego otrząśnięcia się z gehenny okupacji, czas bratobójczej walki, dramatów bojowników o wolną Polskę, którym narzucono tożsamość buntowników - takich jak Maciek Chełmicki z „Popiołu i diamentu” Jerzego Andrzejewskiego. Kolejne to: polski październik - desowietyzacja państwa, zelżenie cenzury, narastanie świadomości i woli zmian wśród pisarzy – „List 34” z roku 1965, składanie legitymacji partyjnych, rewolta studencka 1968, strajki na Wybrzeżu w 1970 roku i w końcu stan wojenny, z eksplozją datowanego od roku 1976 drugiego obiegu. Spójrzmy więc na naszych pisarzy. Tadeusz Konwicki, zakochany w scenerii Nowej Wilejki i okolic, podobnie jak Adam Mickiewicz w Nowogródku, jest nadomiar przepełniony nostalgią. Był żołnierzem AK, walczył w obronie swoich ulubowanych kresów. Jego twórczość przepełnia obrachunek z historią, ze światem, a zwłaszcza z II wojną światową. W obliczu pożogi wojennej, jako jedyne miejsce, godne życia na ziemi, jawi mu się kraina jego dzieciństwa, zamieniona w El Dorado, która, obok wojny, klęsk i rozczarowań epoki współczesnej, jest toposem twórczości Konwickiego. Tej lepszej przestrzeni poświęcił pisarz większość „Kroniki wypadków miłosnych”, powieści o dojrzewaniu, miłości, zekranizowanej przez Andrzeja Wajdę ze szczególną dbałością o scenografię i świetlistość, sugestię światła w ruchomych obrazach. W końcowych scenach powieści młody bohater spotyka się ze starym człowiekiem- wątek autobiograficzny Konwickiego, charakterystyczny dla jego książek, świadczący o głębokim odczuciu tematu. Następuje antycypacja wojny, śmierci i skontrastowanie obrazu „tych lat gniewnych” z idyllą. Wobec tak wielkiej straty, obsesyjnego rozrachunku lat wojennych i antynomii- liryczna kraina dzieciństwa a „pył pól bitewnych”, trudno się dziwić, że Konwicki zdecydował się zaakceptować system, debiutował powieścią produkcyjną „Przy budowie”, nie był zmuszony pisać do szuflady. Swój stosunek do wojny przelał Konwicki na własne postrzeganie współczesności. Swoją rzeczywistą postawę wobec systemu zaprezentował w katastroficznej, groteskowej, dziejącej się w bezczasie powieści „Mała apokalipsa”, krążącej podczas stanu wojennego na „bibule”. Początkowe zdanie powieści - „Oto nadciąga, zbliża się czy raczej przypełza mój własny koniec świata” streszcza charakter bohatera, tematykę utworu. Podkreśla też osobisty stosunek autora. Rzeczą znamienną jest to, że od czasu ekranizacji „Dziadów” Konwicki milczy jako reżyser, zaś od czasu „Czytadła” z 1992 roku również jako pisarz. Pełna symboli powieść Jerzego Andrzejewskiego – „Ciemności kryją ziemię”, traktuje o działalności Wielkiego Inkwizytora, Thomasa de Torquemady, którego działalność datuje się na początek renesansu. Co więcej, Święte Oficjum, operowało sądami bez prawa obrony, czy też próbą bożą. W tej symbolicznej warstwie „Ciemności...” możemy porównać do sytuacji w Polsce, w której część inteligentów, czy bojowników o wolność była represjonowana, jak choćby autor „Rozmów z katem”, Kazimierz Moczarski. „Męczennicy innych religii nie bywają kanonizowani” - pisze Zbigniew Herbert w „Barbarzyńcy w ogrodzie” w kontekście zniszczenia kultury Albigensów. Powracając do „Małej apokalipsy” stwierdzić możemy, że jest ona raczej odnośnikiem do sytuacji w Polsce, nie w warstwie symbolicznej, lecz poprzez ukazanie sennej, groteskowej rzeczywistości rozkładu. Ukazany w niej inteligent milczy jako twórca. W swoim codziennym życiu przypomina Everymana, zajmuje się najbanalniejszymi sprawami, dotyczącymi podstaw egzystencji. Do czynu, swoistego auto-da-fe jest popychany przez „patriotów”, przypominających nakazowy aparat biurokratyczny ówczesnego państwa. Jego „droga krzyżowa” ze stacjami w bliskich sobie miejscach w centrum Warszawy. W konspiracyjnej kamienicy, barze mlecznym, Paradyzie i jego podziemiach, przepełniona jest nie tyle zrezygnowaniem, doświadczaniem że wszech stron niesprawiedliwości świata, odkrywaniem prawdy, że to, co dobre, przynależne człowiekowi, tak jak wierność, symbolizowana przez Pikusia, czy miłość, nadzieja obrazowana przez Nadieżdę, jest dostępne tylko w formie niepełnej, szczątkowej. Przeciwieństwa bohatera w tej powieści to Hubert i Rysio. Hubert jest władczy, powszechnie uznawany, niedostępny, zdaje się mieć rangę wieszcza o kamiennej twarzy, choć nie znamy żadnych jego namacalnych dokonań. Wydaje się, że wykorzystuje on tylko swoją pozycję. Rysio, pamiętany przez bohatera jako „szczawik”, niedoświadczony młodzik, okazuje się być na żołdzie systemu, jego wierszom brakuje treści, zostaje tylko forma - codziennie dziesiątki płoną na Placu Czerwonym. Przywołajmy w tym kontekście słowa Torquemady, zapowiadające jego przedśmiertną metamorfozę – „Zgaście ognie!”. Podobnych problemów, w przeciwieństwie do, „wymienianego przez niektórych uczestników ankiety Paryskiej kultury, jako autor przeceniany” (Jan Tomkowski), nie wydaje się mieć Czesław Miłosz. Noblista zajął się oczywiście tematyką powojennej Polski, wybierając jednak, w cokolwiek wygodny sposób, emigrację i zjadliwie portretując, według niego „produkty systemu”, czyli pisarzy w eseju „Zniewolony umysł”. Miłosz „lubi dobrą powieść realistyczną”, w czasie wojny uczestniczył w konspiracyjnym życiu literackim, był starszy o jedną dekadę od Kolumbów. Zastanawiać się możemy, co w tym gronie pisarzy robi Marek Hłasko, którego osobę przywołać jednak musimy. Za młody był, aby wziąć udział w wojnie. Nie jest też Hłasko z pewnością intelektualistą - wyrzucany ze wszystkich szkół, choć nie można odmówić mu lekkości pióra, wyobraźni, czy umiejętności sporządzania portretów psychologicznych postaci, a szczególnie zaś: niezależności. Pracując początkowo jako kierowca ciężarówki, autor zostaje wchłonięty przez struktury partyjne i debiutuje nowelą hurraoptymistyczną i poprawną politycznie – „Baza Sokołowska”, w której bohater nie może zapomnieć wrażenia, jakie wywarła na nim jego pierwsza masówka. Pisząc tę nowelę, stanowiącą tylko jeden z wątków, wcale nie produkcyjnej, lecz nawet poruszającej sprawę panoszenia się i nieudolności, powszechnej dezaprobaty i lekceważenia wobec władzy partyjnej, „Sonaty marymonckiej”, śmiał się Hłasko w duchu ze swoich mocodawców. Również w utworach tego pisarza trudno doszukiwać się postaci, które zaliczylibyśmy w poczet inteligencji. Przeciwnie - przedstawiają one krajobraz nizin społecznych, frustratów, wykolejeńców. Sięgają po tematy wojenne, obnażając niemoralność po obu stronach barykady, brutalność tudzież instrumentalny stosunek do człowieka – „Opowiadanie”, czy nawet sadyzm bohatera o dwoistej naturze w „Palcie ryż każdego dnia”. W tej powieści, jak i w „Listach z Ameryki” odsłania Hłasko swój stosunek do rzeczywistości - kreuje bohatera negatywnego, umieszczonego w bezdusznym, niemoralnym lub co najwyżej neutralnym świecie, tak czarnym jak lata okupacji. W swoim sceptycyzmie, wizji rozkładu społeczeństwa, człowieczeństwa, odwoływaniu się jego bohaterów do przeszłości - powtarzalny zwrot „Pamiętam jak ludzie...”, ujęty niemalże w wierszowaną formę - znak częstego używania go, podobny jest Hłasko do Konwickiego, aczkolwiek dzieli ich różnica w formie, uznawanych wartościach, istnienie krainy - eklogi u Konwickiego. Sławomir Mrożek prezentuje odmienny sposób spojrzenia literata na otaczającą go rzeczywistość. Dużo mniej jest w jego twórczości akcentów osobistych, brak też ciemnej, tragicznej strony życia. Mrożek to przede wszystkim satyryk, mistrz ironii nie tylko słownej, lecz również rysunkowej. Został emigrantem, ale nie tak dramatycznym, tułającym się jak Hłasko. W swoich utworach stosuje groteskę, wyśmiewa się z nowomowy, dostrzega wady ludzkie oraz konwencje, panoszące się w świecie i umiejętnie je wyśmiewa. Działa więc, w czasach bliskich powstania „Tanga” - zgodnie z tendencją w teatrze nowym, nawiązującą do problemów, które podnieśli moderniści - atakując szczególnie tak zwane drobnomieszczaństwo. W jego dramacie widzimy też wpływy II reformy teatralnej. Główny bohater „Tanga” - Artur, to postać synkretyczna, której archetypu doszukiwać się można w czasach oświecenia. Widać w niej znaczny wpływ wzoru romantycznego buntownika, dopatrywać można się też postawy aktywisty, społecznika, czy nawet karierowicza-reformatora, znanej nie tylko z powieści socrealistycznych, pozytywistycznych, lecz także z „Ludzi bezdomnych” Stefana Żeromskiego, czy nawet „Nocy i dni” Marii Dąbrowskiej. Artur jest ambitnym studentem trzech fakultetów, noszącym się elegancko, zdecydowanym, wzbudzającym posłuch. Wraca ze studiów do swojej idealnie gombrowiczowskiej, aformistycznej rodziny, która trwa na gruzach fundamentów przeszłości w swojej niedoskonałości, wąskości horyzontów, tymczasowości. Artur ma swój odpowiednik zarówno w aktywistach z „Awansu” Edwarda Redlińskiego, jak i w postawie inteligentów ze zgrozą patrzących na obyczaje i nomenklaturę oraz na rozwój kultury masowej. Podjęte przez Artura działania reformatorskie mają w swej podstawie szlachetne intencje, lecz ich wykonanie dalekie jest od doskonałości. Artur staje się despotyczny, ma instrumentalny stosunek do ludzi, jak i do miłości. W poszukiwaniach formy posunąłby się nawet do „wujobójstwa”. Jego klęska pokazuje bezsens istnienia formy pozbawionej treści, niebezpieczeństwo odkrycia przed elementem destrukcyjnym drogi do przejęcia władzy. Finałowe, tandetne tango La Cumparsita jest kontynuacją chocholego tańca z „Wesela”. Niedawny zwolennik reformy, który też może oznaczać Everymana, czyli całe społeczeństwo, tańczy w rytm współczesnego chochoła - pozbawionej skrupułów gawiedzi, która dąży do wyrównania poziomu każdego obywatela. Bohaterowie „Tanga” Mrożka, „Małej apokalipsy” Konwickiego i „Kartoteki” Tadeusza Różewicza mają do spełnienia misję. Pierwszego z nich przerasta wykonanie zadania, traci wiarę we własne siły i popada w bezład tudzież rozprzężenie, by zostać pokonanym przez nowe wcielenie „Hiper-robociarza” z „Szewców” Witkacego. Drugi jest bezwolnym, nieszczęśliwym narzędziem w bezsensownej grze, natomiast trzeci... Różewicz, podobnie jak Konwicki, żołnierz AK, pisarz naznaczony tragedią swojego pokolenia, w którego twórczości ciągłe są reminiscencje przeżyć wojennych, najwcześniej rozpoczął współpracę z prasą konspiracyjną - tuż po wojnie. Zarzucił to zresztą szybko i ta działalność nie przeszkadzała mu wiele publikować i zdobywać nagrody. Bohater „Kartoteki” podobnie, jak postać z „Małej apokalipsy” umieszczony jest w bezczasie, a nawet w bezprzestrzeni, wszystko jest wszystkim i wszystko jest niczym w dramacie Różewicza. Bohater, posiadający zresztą tylko tę nazwę - wynikającą z pojęcia teatralnego, nie jest zdolny do jakiegokolwiek czynu. Można o nim powiedzieć już nie tylko „Man lebt”, lecz raczej „Man liegt” (leży się). Bohater pozostaje głuchy na wezwania do czynu, brak mu planu działania, idei, a tym bardziej woli samounicestwienia się z patriotyzmu – „Sami się wieszajcie”. Odwiedzają go różne postacie, przypominają mu się grzechy dzieciństwa, spod których wpływu nie może się wyzwolić. Jego postawa ma archetyp w polskiej historii - wodzowie powstania listopadowego, bezczynność warstw uprzywilejowanych ukazana w obrazach Jacka Malczewskiego. Bohater „Kartoteki” symbolizuje całe pokolenie ludzi porażonych wojną, dotkniętych biernością, zmęczonych winkelriedyzmem, nie zdolnych na gest Kordiana. „Czasy są niby duże, ale ludzie trochę mali” - Polak nie może romantycznie i chwacko stać na baczność i maszerować na liczniejsze zastępy wroga bez chwili wytchnienia. Taki obraz Polaka-dobrego żołnierza, żarliwego patrioty utrwaliła znaczna część literatury. Dla ludzi zlagrowanych, czy choćby wyjałowionych zastosować się on nie da. Człowiek cierpi, łka, zamyka się w sobie, zadręcza, pada z wyczerpania, popada w apatię, schodzi na manowce, popełnia samobójstwo, prze do przodu. Słowem - czuje, żyje, myśli. Intelektualista złamany przez wojnę, następnie wrzucony w system, widzący zło, bezduszność, odmienność, jak i błędy stara się temu przeciwstawić, rozumie powagę sytuacji, ale niekoniecznie od razu i niekoniecznie akurat w ten heroiczny czy martyrologiczny sposób... Intelektualista przede wszystkim jest tylko człowiekiem. Nie obce są mu namiętności. Tym bardziej zaś ogarnia go, wywołany szczególnymi zaszłościami niepokój egzystencjalny. Człek może wszystko, zniesie wszystko, zaś aby przechylić się we właściwą stronę potrzebuje tylko trochę czasu, czy jednego impulsu. Wyświetleń: 1213
Uwaga! Wszystkie materiały opublikowane na stronach Profesor.pl są chronione prawem autorskim, publikowanie bez pisemnej zgody firmy Edgard zabronione. |