Katalog Przemysław Waszak, 2010-04-12 Toruń Sztuka, Artykuły Jaki może być profil historyka sztuki i jak może on uprawiać swoją dziedzinę badańHistoria sztuki należy do nauk historycznych. Umieszcza przedmioty, które bada, w czasie i przestrzeni. Czy jednak tylko ona tak postępuje? Czytając artykuły o sztuce, należące
do krytyki artystycznej. Możemy natrafić na sformułowania jakby żywcem wyjęte z opracowań badawczych np. „Praca ta jest powtórzeniem kompozycji L. Fontany z lat 60-tych” (Tadeusz Marciniak). Powiemy, że krytyka rządzi się innymi prawami, ma inny aparat naukowy, inny język, krytycy np. nie robią stanu badań. Jednak krytyką zajmują się także historycy sztuki. Dobry krytyk precyzuje swoje wypowiedzi i posiada wiedzę, odpowiadającą w jakiejś części stanowi badań. Pokazaliśmy pewne analogie krytyki i historii sztuki. Prace uczonych mogą być napisane pięknym językiem. O „Podstawowych pojęciach historii sztuki” z 1915 roku Heinricha Wölfflina mówi się, iż są one „nie tylko książką o sztuce, ale także książką piękna” (Lech Kalinowski). W oryginale niemieckim tytuł ujęto krócej, po prostu „Kunstgeschichtliche Grundbegriffe”. Piękny język – radość czytelnika – może jednak szkodzić precyzji wywodu. A nie ma historii sztuki bez dowodów i rzetelnej argumentacji. Obok arsenału metodologii, logiki czy współczesnych metod myślenia uważam, iż przydatne historykowi sztuki są nawyki z dziedziny matematyki – dowodzenie twierdzeń, równoważne przechodzenie od jednego elementu wywodu do drugiego. Budowanie rozważań z pamięcią, iż jeżeli zrobi się mały błąd to cała kunsztowna konstrukcja runie. Interesujące wydają się być również doświadczenia z algorytmiką, programowaniem - adaptowaniem rozwiązań problemów na sformalizowany język, z przejrzystą organizacją tekstu, systemem komentarzy, z szukaniem najbardziej efektywnego rozwiązania. Podaję te propozycje jako przeciwwagę tych, mówiących że historyk sztuki powinien mieć doświadczenie jako twórca sztuki (jak sam Jan Białostocki), choć sądzą tak raczej krytykowani artyści. Aczkolwiek trzeba przyznać, iż rysunek, choćby syntetyczny, znakowy pomaga w analizie dzieła. Powróćmy do języka. Opis dzieła sztuki jest ważnym elementem pracy. W tym momencie już potrzebujemy czerpać od innych autorów. Musimy poznać precyzyjne, wyczerpujące określenia, ich znaczenia ze słowników oraz z prac badaczy na podobny naszemu temat. Sięgniemy po prace znane z dobrej metodologii, odpowiedniej przyświecającemu nam celowi. Możemy zacząć od autorów prac w języku polskim. Szukając sposobu widzenia dzieła sztuki sięgnę po Richarda Hamanna, z prac o rzeźbie średniowiecznej, jeśli chodzi o wyczucie formy - po Szczęsnego Dettlofa, Zofię Białłowicz-Krygierową, Lecha Kalinowskiego. Każdy z badaczy prezentuje nieco inny typ opisu. Nasza metoda pracy cały czas się kształtuje. Wpływają na nią wykłady, lektury, spotkania z naukowcami. Po tych pracach sięgnąłbym po Aloisa Riegla, Wölfflina, Henry’ego Focillona, Hansa Sedlmayra, znów jeżeli poszukuję widzenia formy. Jaki powinien być opis? Szczegółowy, podporządkowany późniejszej analizie, inwentaryzatorski czy wrażeniowy? Ostatnia możliwość jest najmniej adekwatna. Niemniej, jeśli będzie stanowiła ułamek wywodu i osobną część obok właściwych opisów oraz będzie daleka od czystej fantazji, a za to zobiektywizowana z odwołaniami do źródeł kultury, to będzie do przyjęcia i zyska na tym literackość tekstu. A poza tym historycy sztuki badają historyczne opisy wrażeniowe jak np. obrazów Caspara Davida Friedricha. Wchodzimy tu w obszar historii recepcji oraz II historii sztuki, zajmującej się strukturą artystyczną dzieła i jej historyczną funkcją. Warto zajmować się dziełami wielkiej wartości artystycznej, choć powstają też takie prace, jak Andrzeja Banacha „O kiczu”, Andrzeja Basisty – o, dla wielu nieciekawej, architekturze PRL-u, czy o masowo powstających pomnikach Jana Pawła II. Musimy jednak pamiętać, że pojęcia piękna, zabytku, dzieła sztuki są historycznie zmienne. Poza tym Hamann argumentował, iż nie zajął się sztuką polską, gdyż nie będzie śledził marginalnych nurtów sztuki (!). Co więcej, o wartość artystyczną dzieła mogą spierać się historycy sztuki, jak w przypadku płaskorzeźb Krzysztofa Perwangera w Stoczku Klasztornym. Rolą historyka sztuki nie jest tylko wskazywanie – to jest dobre, a to złe, coś na kształt przydzielania gwiazdek filmom (im więcej tym lepszy film), lecz przede wszystkim rzetelne wyjaśnianie, opisywanie. Dla Romana Ingardena w odbiorze estetycznym ważny jest smak, wyczucie, wprawa, doświadczenie i kultura estetyczna. Te cechy w szczególności powinien posiadać historyk sztuki. Jednak wymaga się od niego dużo więcej. Aby Warburga cenimy za wyszukanie podczas wieloletniej pracy w archiwach donatorów „Sądu Ostatecznego” Hansa Memlinga z Muzeum Narodowego w Gdańsku oraz dogłębne poznanie kręgu ówczesnych mecenasów, nie zaś za ładny styl wypowiedzi. Zasługą Warburga było stworzenie biblioteki dla badaczy historii kultury. Przychodzi nam ona na myśl, gdy na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu, niedaleko od siebie znajdują się różne działy biblioteczne, z których możemy korzystać pisząc pracę, studium interdyscyplinarne. Obecnie gros zbiorów zorganizowano na zasadzie wolnego dostępu. Poszczególne działy opisano symbolami literowymi tak, aby nawet obcokrajowiec czuł się jak na macierzystym uniwersytecie. Warburg był też poprzednikiem studiów semiologicznych, równouprawnienia dokumentów, w tym plakatu. Sądził on, że nie można oddzielić historii sztuki od historii kultury. Widział obraz, jako wyraz dawnego życia. Niewiele publikował, lecz zostawił mnóstwo notatek. Są one świadectwem wielkości jego warsztatu pracy i erudycji. Dochodzimy tu do problemu wielkiego narostu informacji w sensie pozytywnym (według Michaiła Ałpatowa z 1971 roku). Obecnie tych źródeł jest znacznie więcej. Mówi się o szumie informacyjnym. Nowe, liczniejsze źródła dają większe możliwości. Sposób panowania nad materiałem, stworzenie nowego typu notatek, komputerowych katalogów obrazów i tekstów, skanów, baz danych (przydatnych nie tylko nam, podobnie jak notatki Warburga czy samego Leonarda) jest wyzwaniem dla współczesnego historyka sztuki. Ponadto Ałpatow mówił o potrzebie studiów monograficznych. Widać to i współcześnie, gdy o wielu obiektach napotykamy tylko wzmianki lub krótkie uwagi, spostrzeżenia, dalekie w formie od precyzyjnego wywodu. Związany jest z tym kolejny problem – autorytetu – mówi się „Tak jest, bo ten autor tak sądzi”. Powinno się raczej podawać argumenty za daną tezą, umieć samemu argumentować, lub powoływać się na kogoś, kto przekonująco dowiódł swoich racji. Umieć ustosunkować się do jego wywodów. Z drugiej strony nie można sprawdzać wszystkiego, bowiem bardzo mozolnie posuwalibyśmy się naprzód. Dla przykładu Mariusz Karpowicz, by wywieść genezę planu kościoła Kamedułów w Pożajściu nie musiał robić planów innych kościołów, tylko powołał się na publikacje. Nawet rekonstrukcje wykonują nie historycy sztuki a rysownicy według ich wskazań. Dochodzimy tu do kolejnego problemu – nauk pomocniczych. Nie musimy studiować całej botaniki by napisać pracę o martwej naturze Joachima Beuckelaera. Wystarczy zasięgnąć porady specjalistów. Nauki pomocnicze historii są przedmiotem naszych studiów. Kolejną pomocą jest znajomość języków. Historyk sztuki będzie najlepszym tłumaczem tekstów z dziedziny, którą się zajmuje (zna kontekst, słownictwo, specyfikę języka i przede wszystkim rozumie wywód i jego cel). A jakby to wyglądało, gdyby naukowiec mówił – „dobrze, napiszę referat o gotyckiej, pięcionawowej katedrze w Bourges, tylko najpierw zlecę tłumaczenia Roberta Brannera, Jeana Bony, Paula Frankla, Petera Kidsona i całej litanii innych autorów”. Z drugiej strony historyk sztuki nie musi być skrajnym poliglotą i dobrze, gdy część literatury czyta w oryginale podług zasady „im więcej tym lepiej”. A poza tym, jeśli są dostępne dobre tłumaczenia, to czemu z nich nie skorzystać? Historycy podchodzą jednak krytycznie do tłumaczeń i sprawdzają różne ich wersje, jak Labuda w „Św. Stanisław biskup krakowski, patron Polski. Śladami zabójstwa, męczeństwa, kanonizacji”. Niestety często jeżeli autor nie jest tłumaczony to równa się to temu, iż jest on po prostu nie znany. W związku z tym uważam, iż historyk sztuki i kultury powinien w miarę możności poświęcić się także tłumaczeniom, edycjom krytycznym, przy wykorzystaniu Internetu i technik, gwarantujących nienaruszalność tekstu oraz prawa autorskie. Następcą Warburga był Erwin Panofsky, twórca ikonologii. Pozostawał on pod wpływem Ernesta Cassirera – neokantysty i jego pojęcia człowieka, jako „animal symbolicum”, ewolucji poznania ludzkiego, wejścia w świat czystych form. Panofsky odszedł od analizy stylu, od Riegla i Wölfflina. Badał dzieła na gruncie ikonografii i ikonologii oraz historii idei. Choć skrytykowano jego poglądy (również obecnie), to jednak w artykule „Architektura gotycka a scholastyka” zaskakująco trafnie określił on wyjątkowość katedry w Bourges i znalazł w niej podobieństwa do myśli św. Bonawentury. Co prawda było to rozumowanie poprzez „wyjątek potwierdza regułę” i na taką klasyfikację zżymał się największy badacz Bourges - Branner, to jednak przekonujące i bardzo efektowne. Nauki pomocnicze (posiłkujące) potrafią dokonać przewrotu, jak odkrycia archeologiczne Lidii Grzeszkiewicz-Kotlewskiej w kościele św. Jana w Toruniu, przynoszące rewolucję w datowaniu, jak i dendrochronologia zastosowana przy badaniu katedry w Bourges. Takie badania nie zawsze są jednak rozstrzygające i wywołują kolejne dyskusje. By je prowadzić trzeba się orientować w tych metodach i w ich dokładności. Podsumowując. Widziałbym historyka sztuki, jako oczytanego humanistę, który stosuje precyzyjne, logiczne wywody, chłonie krytycznie wszystko, z czym się spotyka, czyta w oryginale, zna się nie tylko na swojej dziedzinie, wybiera zarówno ścisłą metodę swojej historii sztuki jak np. Panofsky’ego, ale też modyfikuje ją i wzbogaca. Ma świetny, wypracowany warsztat, zbiór materiałów przydatny jemu i jego potomnym. Jego dzieło zaś jest na miarę wielkiej opery, jak „Nabucco” Giuseppe Verdiego grane w Operze Nova w Bydgoszczy, obecnie największej scenie operowej w Polsce. A przy tym monumentalne w treści i w formie, niekoniecznie liczące wiele stron, po które sięga wielu czytelników i słuchaczy. Nie można przecenić niezwykle ważnych funkcji popularyzatorskich dzieł historyków sztuki. Wyświetleń: 1152
Uwaga! Wszystkie materiały opublikowane na stronach Profesor.pl są chronione prawem autorskim, publikowanie bez pisemnej zgody firmy Edgard zabronione. |