Katalog Dorota Strumiłło, 2014-05-21 Łódź Filozofia i etyka, Artykuły Bóg, w którym nie ma idei zła, a człowiek który myśli, działa i czuje.Bóg, w którym nie ma idei zła, a człowiek który myśli, działa i czuje. Bóg, w którym nie ma idei zła, to myśl zaczerpnięta z „Sumy teologicznej” świętego Tomasza z Akwinu(I q.15 a.3 ad 1). Zasadnicze pytania: skąd bierze się zło? Dlaczego istnieje zło? W jaki sposób zło jest możliwe? Powtarzane są od dawien dawna jako „ nierozstrzygalne”(R. Barthes) „ Ta dysputa miedzy człowiekiem a Bogiem mogłaby wydać się niestosowna z powodu dzielącej ich odległości. Trzeba jednak zastanowić się nad rzeczą następującą” różnica między osobami nie zmienia niczego w prawdzie. Kiedy mówimy prawdę, niezależnie od tego, kto jest naszym przeciwnikiem, jesteśmy niepokonani.” Adolphe Gesche pisze w swojej pracy pt.”Zło”, iż zło nie było przewidziane, jest zaskoczeniem. W punkcie wyjścia wszystko miało układać się dobrze. W opowieści o początkach, o stworzeniu nie ma mowy o źle. Będąc irracjonalne, pozbawione sensu z punktu widzenia teologicznego. Zło jednak istnieje. Pojawia się w Księdze Rodzaju pod postacią Szatana(węża). Nie pojawia się ono ani za sprawą Boga ani człowieka. Co prawda człowiek daje złu przyzwolenie, ale to zło było pierwszym. Przychodzi znikąd, znienacka. Jest zaskoczeniem, nie miało go być. Zło doczytywane jest jako przypadłość, nieszczęście nie zaś jako odpowiedzialność. Jak należy je rozumieć? Można doszukiwać się dwóch możliwości rozwiązania. Jedno, to zanegowanie Boga z powodu zła. Drugie, istnienie niewinnego Boga, który naprawdę jest żywy. Raisa Maritainom w swym Dzienniku twierdzi, iż negacja Boga z powodu zła ,to przyjmowanie że On nie może mieć nic wspólnego ze złem. Bardziej obrazowo ujmując tę sytuację, lepiej stanąć na stanowisku Hioba posuwając się do ostateczności w negacji Boga niż, tak jak jego przyjaciele bluźnierczo oczekiwać wyjaśnień, jak Bóg włączył zło w swój plan. Ta druga postawa przedstawia się nam w sposób następujący: ”Jeśli Bóg nie posiada idei zła, to znaczy, że nie ma w sobie dającego się pojąć „wzorca” zła.” Zło nie istnieje, nie jest ono „czymś” ale i nie jest negacją „czegoś”. Ten swoisty brak jest nieuporządkowaniem, relacją zachodzącą między dwoma dobrami. Pojawia się nicość którego „twórcą” jest zło. W tym ujęciu zło nie jest złą potęgą, jak rozumiałby to manichejski dualizm. Tutaj zło dotyka człowieka jako osobę i w samej niej należy szukać źródeł. Ona poprzez grzech pierworodny podlega zarówno procesowi powstawania i niszczenia, gdyby nie ten uczynek - wybór, mogłaby nad tymi przemianami panować. Bóg wzywa nas do dokonania wyboru w wolności dla Jego samego, a dziać się ma to za przyczyną miłości i przyjaźni. Nie jest to łatwe zadanie, jednak nie zostawia nas samych tylko nieustannie czuwa i towarzyszy. Z drugiej strony: wiedząc, że nie ma zła w Bogu jednak doświadczamy go. Paul Ricoeur: „Problem zła nie jest jedynie problemem spekulatywnym: wymaga zgodności między myśleniem, działaniem(w znaczeniu moralnym i politycznym) i duchową przemianą uczuć.” Każde zło popełnione przez człowieka jest złem, które dotyka drugiego człowieka. Czynić zło, to wywoływać cierpienie u innego. Działanie w kierunku przemocy sprowadza się do zadawanego bólu. W jakim stopniu tak się dzieje nie jesteśmy w stanie określić. Zło jest nie tylko w intencji, odpowiedzialność nie zawsze pokrywa się z winą od początku do końca. Istnieje również zło płynące z nieszczęścia. Wszelkie podejście do figury zła zostanie i pozostaje irracjonalizmem naznaczone. Jezus wskazuje, że trzeba uwiązać mu kamień u szyi, ale powstrzymuje tych którzy obrzucają kamieniami cudzoziemca. Pewnym wydaje się, iż zanim zaczniemy doszukiwać się winnych: w Bogu, w drugim człowieku czy zjawisku towarzyszącym, starajmy się przeciwdziałać owemu złu. Przywołujemy obrazy niezasłużonego cierpienia, niewinnych ofiar czy kozła ofiarnego. Niesprawiedliwe działania jednych względem drugich, to choć nie jedyne źródło cierpienia, to mamy jako ludzie na nie wpływ. Poza naszymi możliwościami oddziaływania pozostają takie zjawiska jak klęski żywiołowe, choroby i epidemie czy starzenie się i śmierć. I tutaj pojawia się pytanie nie „dlaczego” tylko „dlaczego ja”? Odpowiedzi będzie wiele. Pierwsza z nich, która przychodzi na myśl to, Bóg tak chciał. Nie ma w tym stwierdzeniu nic oskarżającego, „Bóg tak chciał” to uznanie swojej małości wobec Niego. Nie jestem w stanie zrozumieć powodów dlaczego tak się dzieje, ale jestem głęboko przekonana że to czemuś służy. Jest w tym jakiś głębszy sens i zamiar. W kontekście Boga wiem, że jest realizowany wobec nas wszystkich na tym łez padole doskonalszy, wyższy zamysł którego na poziomie naszej świadomości nie rozumiemy. Pozostaje więc zaufać, co jest takie trudne gdy pycha przedziera się przez nas tak często. „Pozostaje więc”- nie taka kolejność rzeczy i zdarzeń, od zaufania, oddania siebie w opiekę winniśmy zacząć. Tego jednak musimy się nauczyć, a cierpienia nasze nie pozostawać będą tylko naszymi. Wśród różnych stanowisk wobec zła zarysowuje się an deum. Człowiek wierzący odrzuca dwa łatwe rozwiązania tj. porzucenie Boga i usprawiedliwienie. Ośmiela się postawić pytania Bogu. Zakłada jednocześnie istnienie Boga i sprzeciw względem Niego. Pytania postawili Bogu Jakub, Hiob i Jezus – poczynając od „Dlaczego, Panie…”, poprzez prośbę, wyrażenie niechęci, czy okazanie przyzwolenia „Wszakże nie moja wola, lecz Twoja..”W podejściu contra Deum mówi się o Bogu w trzeciej osobie, tak jak w świecie pogańskim. I dochodzimy do Cum deo – razem z Bogiem. Człowiek ma prawo żądać wyjaśnień od Boga, sam Bóg może stawiać pytania. W relacji Boga do zła okazuje się być słuszne nie pytanie Kanta – „Jak to jest możliwe”, ale „Jak to należy uzasadnić ?”- Ricoeur i ocalić(Objawienie). Pismo Święte mówi – to jest zło i nie ma miejsca na kompromis, trzeba je zwalczyć. Pojawia się Bóg walczący ze złem, albo człowiek zauważa że walcząc ze złe nie jest sam.(cum Deo). Przywykliśmy widzieć w Bogu pierwszeństwo łagodności, dobroci, miłosierdzia, życzliwości itd. „wszystkie rzeczy w pierwszej kolejności dotyczą Boga” (s.31) – a więc w równej mierze dobro, ale i zło. Człowiek stając w cierpieniu zawinionym czy też nie, albo zdaje się na siebie a więc samotność albo przeżywa to z Bogiem przepełnionym miłością i przyjaźnią skierowaną właśnie do mnie. Cierpienie spowodowane śmiercią osób nam bliskich jest jednym z momentów, kiedy po długiej wewnętrznej walce padamy na kolana. Tym bardziej czymś nieporównywalnym jest cierpienie zadawane Bogu poprze niedopuszczanie do siebie Jego miłości. Inaczej mówiąc „Miara cierpienia jest proporcjonalna do godności osoby, która ono rani.” Działamy w różnoraki sposób aby wyciszyć niepokój, strach, niepewność by w końcu czując się pokonanymi przed samym sobą, przyznajemy się że sami nie podołamy. Błądzenie, brak pokory daje nam możliwość odwołania się do Tego od czego winniśmy rozpocząć nasze zmagania z konsekwencjami zła. Bezsensowna walka, a rozwiązanie jest tak blisko, na wyciągnięcie dłoni. Wystarczy otworzyć się na działanie, przyjaźń tego który skromnie i cierpliwie czeka u wejścia do naszego serca. Mam teraz wrażenie jakby nawet nie czekał na wielokrotne i usilne zaproszenia. Wystarczy tylko nie przeszkadzać, nie rezygnować z tej najpiękniejszej przyjaźni, która mogła nas spotkać w życiu. Zaskakujące jak często czułam się samotna, mając pozornie wszystko. To ja, osoba ludzka będąc pierwszą przyczyną zła moralnego, jestem wyłącznie odpowiedzialna za własną samotność, nieszczęścia których w tym kontekście doświadczam. Cierpienie doznawane przez nas jest skutkiem „odmówienia kochania”. Nie jesteśmy przez to potępieni przez Boga. Natomiast jesteśmy potępieni, gdy odrzucimy „bycie kochanym”, co ma miejsce w codziennie praktykowanej pysze. Oduczamy się kochania w skutek czego zaczynamy wątpić w Miłość. Zaczynamy wątpić w nią, przeszkadza nam, że jesteśmy kochani czy nie możemy patrzeć jak inni się kochają. Taką rzeczywistość piekielną mamy w rodzinach, do których wkradła się nienawiść, gdzie miłość jest nie do wytrzymania. Mając nadzieję i wierząc uparcie i skrycie, że skutki działania miłości otworzą, pozwolą ujawnić w nas ludziach najwyższe pokłady uczuć i wartości, którymi dysponujemy. Zostaliśmy w nie wyposażeni w akcie stworzeni, zdarza się jednak iż nie ufamy sobie nie mówiąc już o Bogu, boimy się odnieść do nich, pokazać je innym. Zapominamy […]”że Bóg jest wiekuisty, że Bóg jest wytryskająca młodością, która nas odnawia w każdej chwili!” Każdy z naszych najdrobniejszych aktów wolności staje się absolutnym początkiem w Jego łasce. Istniejący Bóg nie przewiduje naszych czynów, działa w teraźniejszości. Zna wszystkie nasze dobre działania, będąc ich pierwszym źródłem. Nie musi rozumieć dogłębnie przyczyn naszych uczynków, znając je od wewnątrz i zarazem w naszej teraźniejszości. Przewidując nasze wolne akty pozwala nam je wykonywać, realizować. Wiekuisty nie będąc w czasie odnosi się do teraźniejszości nie zaś przeszłości czy przyszłości. Uszanuje nas nie podliczając potknięć i przewinień, które nastąpią. Bóg zna fizyczna niedoskonałość świata i godzi się na nią, pozwalając nam wzrastać w wolności. Ogrom zaufania – wolności, zawsze budzi moje zobowiązania. Chętnie podejmę je, tylko czy sprostam temu wyzwaniu? Mniej odpowiedzialności niesie za sobą mniej wolności, co bliższe jest nam ludziom? Bóg nie pozwala na zło, ale zawsze przy nas jest podając rękę. Poznaje je po konsekwencjach grzesznych wyborów czyli „degradacji duszy i ciała, więzi rodzinnych i społecznych”. Początkiem grzechu jest nieliczenie się z Bogiem, jego Miłością, z Nim jako Dobrem absolutnym. W końcu nieprzyjmowania jego łaski. Dopóki nie podejmiemy czynu w postaci grzechu istnieje nicość w naszej wolności. To ona nakazuje czyn zły. Jest to swoiste nieposzanowanie łaski, jaką nas obdarza a więc brakiem Miłości. Patrząc po ludzku, obdarowujemy kogoś uczuciem którego ten nie przyjmuje. Jak się czujemy? Nie jest to dla nas cios prosto w serce? Pamiętając, iż „Miara cierpienia jest proporcjonalna do godności osoby, która ono rani.” Może jakaś niewielka analogia pojawia się? Miary tej nie podejmiemy się określić, nasz umysł nie sięga tak dalece. Niewątpliwie jest to cierpienie, z którym trudno jest się pogodzić. Nasza „wolność nie uznając już, Dobra absolutnego, nie będzie mogła przejść do aktu wyboru bez zgrzeszenia.” . Jest to dla Boga nie do przyjęcia. Patrząc z miłością, aby udzielić zbawienia i przebaczenia. Nie obowiązują w Jego wydaniu żadne prawa, MIŁOŚĆ zdaje się być ponad wszystko. Wielokrotnie my , maluczcy zatrzaskujemy drzwi przed Bogiem i jego miłością. Autor „Wolności w sercu Boga” pisze o tym że „nasza zatwardziała wolności jest fortecą, oblężona przez Boską miłość, i jeżeli Bóg nie może wejść przez drzwi, będzie próbował dostać się przez ono, jeśli nie przez piwnicę”. Będąc opornym wobec Miłości-Boga triumfujemy nad Nim, niszcząc jednocześnie siebie. Wszystko stać się może w wyniku ścierania się aktów dobrych ze złymi, zależy to od łaski Boga. Charles Journet sugeruje, iż zależne jest to od gorliwości błagalnej modlitwy, którą zanosić będziemy do Boga będąc otwartym na Jego działanie. W jaki sposób Bóg zna zło, którego idei w nim nie ma? Bóg nie pojmuje zła. Dobro zawiera w sobie nieodłącznie ideę nicości i braku. Zło jest odwrotną stroną porządku kosmicznego, pisze Ch. Journet. Stąd wniosek, iż zostaje ono włączone w boskie dobro i regulowane przez nie. Św. Tomasz wymienia idee, które powziął Bóg, a którymi obrzuca się go. Stało się to konsekwencją ludzkiej wolności. Czy tak mamy z niej korzystać? Nawet wtedy Bóg nie wycofuje daru łaski. Św. Paweł mówi: „dary łaski i wezwania Boże są nieodwołalne”(Rz 11,29) jednocześnie podkreśla dalej, iż nie zaprzeczając sam sobie, On dochowuje wiary. Nie rezygnuje z raz obranej drogi. Wraca pytanie: dlaczego? „Albowiem to Bóg jest w Was sprawcą i chcenia, i działania zgodnie z Jego wolą”(Flp2.13) Dotychczasowe działanie, zgodnie ze szkicem nakreślonym przez Zygmunta Freuda „Żałoba i melancholia”, prowadzą drogą cierpienia do wolności, do zaangażowania się w nowe uczucia. Prowadzi do spojrzenia inaczej, z nowej perspektywy choć nie zapominając o doświadczeniach. Tak samo jednak, choć zapewne z inną siłą a nade wszystko skutkami, i Bóg i człowiek poddani są kuszeniu. Rodzą się doświadczenia. Jest to psychologiczne balansowanie, wahanie się sprowadzające się do pokusy. Owo kuszenie przyjmuje różne formy w zależności od osoby kuszonej i sytuacji. Chrystus wystawiony został na próbę na pustyni przez szatana, który chce dowiedzieć się z kim ma do czynienie. My każdego niemal dnia i chwili kuszeni jesteśmy podszeptem zła w wyobraźni. Uwiedzenia i kuszenie może być ukazaniem największej tajemnicy zła. Zło zamiast pozwolić jednostce samej budować siebie wkracza w jej świat, wywłaszcza ją z własnych pragnień i dążeń. Czy równie spokojnie przeciwstawiamy się szatanowi, jak uczynił to Chrystus? Tak czy inaczej cierpimy. Dochodzimy ostatecznie do przekonania, iż nasza wiara w Boga nie jest związane z przyczyną cierpienia. Wierzymy w Niego wbrew złu. Wierzymy pomimo… Wychowawczego czy oczyszczającego sensu cierpienia można się dopatrzeć, odkryć. Oby tylko nie nastąpił powrót ku samooskarżeniu czy samozagładzie. Rezygnując z boskiego Aktu łaski zdajemy się na kuszenie, błądzenie pomiędzy jednym dobrem a drugim wpadamy w szczelinę nicości, której twórca jest zło. Ono powoduje nasze cierpienia. […] „..wyrzeczenie się samych tych pragnień, które zranione powodują skargę; najpierw więc porzucenie pragnienia, żeby być wynagrodzonym za swoje cnoty; porzucenie pragnienia aby zostać oszczędzonym przez cierpienie; orzeczenie dziecięcego pragnienia nieśmiertelności, co sprawiłoby, że własna śmierć uznalibyśmy za aspekt owej części negatywności, w której K. Barth starannie wyróżniła nicość agresywną” Podobnie niemalże jak Hiob zaczyna kochać Boga „za nic”. Taki stan rzeczy będzie trwał dopóty człowiek – ofiara będzie skarżyć się na swój los. Sens cierpienia jest tajemnicą, której nie da się zrozumieć do końca. Zło cierpienia leży nie w tym, że Bóg je dopuścił lecz w tym, że wielu z nas nie odnosi zeń pozytywnego pożytku. Sedno problemu leży nie w świecie poza nami lecz w nas samych. Rene’ Gerarde jest zdania, aby zachód nie rezygnował w swej kulturze z figury „szatana”, „wróżek i olbrzymów”, które w swej irracjonalności przypominają co nam zagraża. Figura powyższa pomaga nam wyznaczyć granicę, co nie jest Bogiem ani człowiekiem. Często gubimy się w meandrach życia tracąc choć na chwilę wyznaczoną nam drogę. Bóg, w którym nie ma idei zła, a człowiek który myśli, działa i czuje. Bóg będąc miłością daje człowiekowi wolność. Jest to olbrzymi zaszczyt, ale i ciężar do udźwignięcia. Nie pozostawia człowieka z nim samym. Zawsze jest obok. Od nas samych zależy wybór i jego konsekwencje. Niepojętym wydaje się jak można, będąc przy zdrowych zmysłach, odrzucać świadomie najwyższą dobroć jaka jest Miłość. Wyświetleń: 468
Uwaga! Wszystkie materiały opublikowane na stronach Profesor.pl są chronione prawem autorskim, publikowanie bez pisemnej zgody firmy Edgard zabronione. |