Katalog

Elżbieta Telman, 2019-03-06
Konin

Pedagogika, Referaty

Dzieciocentryzm jako nowa forma wychowania

- n +

DZIECIOCENTRYZM JAKO NOWA FORMA WYCHOWANIA DZIECI
opracowała Elżbieta Telman

Rodzina jest podstawowym elementem życia każdego człowieka. Jej ogromna rola jest nieustannie podkreślana w społeczeństwie – powstają liczne instytucje mające na celu ochronę rodziny lub świadczące im pomoc, ustanowione zostały odrębne przepisy określające funkcjonowanie rodziny. Także socjologia nadaje rodzinie szczególną rangę, nazywając ją podstawowym i najważniejszym elementem funkcjonowania społeczeństwa. Nic dziwnego – to właśnie dom rodzinny jest miejscem, gdzie w wyniku oddziaływań wychowawczych kształtuje się osobowość człowieka, gdzie może się on rozwijać i dojrzewać. Powszechnie wiadomym jest, że style wychowawcze i modele rodziny zmieniały się – i zmieniają wciąż - na przestrzeni epok, wieków, lat. Inaczej na proces wychowania dziecka patrzono w czasach feudalizmu, inne priorytety stawiali sobie rodzice obserwujący na co dzień dramatyzm wojen światowych, a w jeszcze odmienny sposób na tę kwestie patrzą małżeństwa drugiej dekady dwudziestego pierwszego wieku. Stereotypowym stwierdzeniem dynamizmu takich zmian jest ogólnie znane westchnienie – „ta dzisiejsza młodzież”. W sposób nieco pokrętny pozwala ono jednak stwierdzić fakt – dzieci
i młodzież z roku na rok zmieniają się, gdyż różnią się trendy odnośnie aktualnie promowanych teorii wychowawczych. Wpływem za te zmiany można obarczyć także gwałtowny rozwój gospodarczy, wpływający na poprawę sytuacji ekonomicznej, kształtowanie się typowo zachodniego konsumpcyjnego stylu życia, wzrost tempa egzystencji przy jednoczesnym zapatrzeniu na kwestie związane z karierą zawodową. Wzrost świadomości społeczeństwa powoduje, że całe nasze życie staje się coraz bardziej poukładane, zaplanowane. Podobnie jest także w kwestiach związanych stricte z rodzicielstwem – liczba posiadanych dzieci jest z góry ustalana,
a niejednokrotnie słyszy się nawet, że młody człowiek przed przyjściem na świat ma już zarezerwowane specjalne zajęcia na basenie w grupie noworodkowej oraz wybrane przedszkole, do którego za parę lat pójdzie. Zafascynowanie dzieckiem widoczne jest podczas każdego spotkania rodzinnego czy towarzyskiego, kiedy to głównym tematem stają się sukcesy naszej pociechy oraz wymiana zdjęć uwieczniających malucha w trakcie wykonywania szeregu codziennych czynności. Zjawisko to, będące niewątpliwie znakiem czasu, nie jest – przy odpowiedniej porcji zdrowego rozsądku – samo w sobie złe. Jednak tak przesadne zapatrzenie w dziecko, mające związek nie tyle z troską i pragnieniem wychowania go na wspaniałego człowiek, lecz polegające raczej na zaspokajaniu każdej zachcianki, oszczędzeniu najmniejszego stresu i wreszcie uczynieniu z dziecka bożka – oddziela od groźnej patologii społecznej niezwykle cienka granica. Pojawia się tu bowiem pojęcie „dzieciocentryzmu”.
Dzieciocentryzm jest pojęciem stosunkowo młodym – w latach czterdziestych ubiegłego wieku użyte zostało po raz pierwszy przez amerykańskiego pedagoga Benjamina Spocka. Stan określa się czasem także mianem leseferyzmu lub – w sposób zdecydowanie bardziej obrazowy
i dobitnie ukazujący skalę problemu – małpią miłością. Zjawisko to jest nierozerwalnie związane
z tak popularną ostatnimi czasy zasadą bezstresowego wychowania. Szereg konsekwencji, obejmujących między innymi nieprzystosowanie dziecka do dorosłego życia, materializm, egoistyczne postrzeganie świata, w tym wypaczenie kwestii moralnych, oraz ogrom szkód, które odczuwają sami rodzice (syndrom pustego gniazda, utrata sensu życia po odejściu dziecka z domu) dyskwalifikują ten coraz popularniejszy sposób wychowania jako skuteczny oraz słuszny. Jako jedną z form nadopiekuńczości czynią go raczej formą patologii społecznej – badania psychologiczne wykazały bowiem, że zarówno dzieci wychowujące się bez rodziców (to jest
w sytuacjach, gdy rodzice albo porzucili dziecko, albo mimo fizycznej obecności – są emocjonalnie nieobecni w jego życiu), jak i dziecko kształtujące swoją osobowość w nurcie dzieciocentryzmu wykazują wspólne cechy patologiczne.
Zanim zacznie się szczegółowo charakteryzować wpływ dzieciocentrycznych „oddziaływań wychowawczych”, należy sobie przede wszystkim odpowiedzieć, kiedy można o dzieciocentryzmie mówić oraz jakie są jego cechy dystynktywne. Socjolog Robert Toporkiewicz twierdzi, że ze zjawiskiem tym mamy do czynienia wtedy, gdy „młodzi rodzice otwarcie mówią, że żyją tylko dla dziecka i staje się ono dla nich celem samym w sobie”. Tworzy się w ten sposób obraz dziecka – bożka, do którego zawsze należy ostateczne, decydujące słowo, wokół którego kręci się cały świat. Zamysł zapewniania w ten sposób dziecku niczym nieograniczonych warunków do indywidualnego rozwoju poznawczego oraz zaspokajania jego potrzeb szybko jednak ulega wypaczeniu. Należy bowiem wziąć pod uwagę fakt, że w początkowych stadiach rozwojowych kształtującego się człowieka interesuje nade wszystko otaczający go świat, a zatem głównie aspekt materialny. Kolorowe zabawki, książeczki, kolejne „niezbędne” pomoce dydaktyczne będą warunkować zachcianki dziecka. Trzy- czy czteroletnie dziecko zapytane o swoje marzenia w dziewięćdziesięciu procentach przypadków wymieni jakiś przedmiot. Nie odwoła się raczej do kwestii pozamaterialnych – zdrowia czy bycia dobrym człowiekiem. Swego rodzaju pozostawienie dziecka samemu sobie, niczym kwiatu na łące, jak problem ten określa Toporkiewicz i odpowiadanie tylko i wyłącznie na zachcianki dziecka, co z kolei dobitnie określa mianem „hodowli, a nie wychowania” prowadzą do zaspokojenia jedynie potrzeb materialnych. W myśl znanego powiedzenia „apetyt rośnie w miarę jedzenia”, dziecko żąda coraz to nowych „gadżetów”, wymuszając je płaczem czy obrażaniem się. Rodzice w końcu ulegają i sami również przyzwyczajają się do pojmowania procesu wychowania tylko na zasadzie zaspokajania każdej zachcianki dziecka, zaś gros z nich dotyczy aspektu materialnego. Cierpi na tym to, co tak naprawdę kryje się pod pojęciem oddziaływań wychowawczych – kształtowanie osobowości człowieka oraz jego systemu wartości. Dziecko uczy się, że – kolokwialnie mówiąc – cały świat kręci się wokół niego. Staje się egoistyczne i rozkapryszone. Nie bez powodu Jirina Prekop swojej książce poświęconej problemowi nadopiekuńczości nadała sugestywny tytuł „Mały tyran”. Opisuje w niej między innymi historię dziecka, które zjadało posiłek tylko i wyłącznie wtedy, gdy rodzic stał w wybranym kapeluszu na drabinie przed budynkiem. Oczywiście jest to skrajny przypadek, jednak tego typu licytacje z rodzicami, a później także z nauczycielami – stają się normą – dziecko oczekuje nagrody za odrobienie pracy domowej, pomoc w domu czy grzeczne zachowanie podczas rodzinnej uroczystości. Przed dzieckiem nie rysują się żadne wyraźne granice – wszystko mu wolno, a jeśli jakieś zachowanie budzi początkowy sprzeciw opiekunów – doskonale radzi sobie ze zmiękczeniem rodzicielskich serc emocjonalnym szantażem.
Ograniczenie swojej władzy rodzicielskiej tylko do odpowiadania na potrzeby dziecka niesie ze sobą także inne zagrożenie – rodzic patrzy na dziecko jedynie przez pryzmat teraźniejszości, żyjąc tym, czym aktualnie żyje dziecko, jak wygląda jego wyimaginowany świat. Jeśli dziecko jest w przedszkolu – jedynie kwestie przedszkolne są istotne, podobnie później – w wieku szkolnym na światło dzienne wyciągane są tylko aspekty związane z realiami szkolnymi. Powoduje to całkowite ograniczenie swoich horyzontów myślowych do potrzeb dziecka. Przestają być istotne kwestie społeczne – kontakt ze znajomymi, sąsiadami. Powstaje hermetyczna bańka „ja i moja rodzina”, określana mianem egoizmu rodzinnego. Inną kwestią związaną z dostosowaniem swojego postrzegania tylko do teraźniejszości jest brak refleksji na temat funkcjonowania dziecka w dorosłości. Rodzic na każdym etapie procesu wychowawczego powinien stawiać sobie pytania „kogo chcę wychować”. I drugie – „kogo wychowuję”. Wkraczając bowiem w nurt dzieciocentryzmu, zamiast odpowiedzialnej i samodzielnej istoty ze wzorowym systemem wartości, wypuszczamy ze swojego gniazda raczej człowieka egoistycznego, niedostosowanego społecznie
i w związku z tym – sfrustrowanego. Kim innym może być bowiem osoba, która od kilkunastu lat otrzymuje wszystko, co chce, a świat wartości zna jedynie z mass mediów i – przy odrobinie szczęścia – ze szkoły? Równie znacznym problemem jest brak samodzielności. Dorosłość od „sielskiego” czasu młodości oddzielona jest ogromną przepaścią – świat staje się zupełnie inny, wymaga od nas samodzielności, a otaczający nas ludzie wcale nie sprawiają wrażenia chętnych do spełniania każdej naszej zachcianki. Pojawiają się stresy, od których izolowali nas do tej pory rodzice. Skutkiem tej izolacji jest obecnie brak odporności na najmniejsze słowo krytyki. W takich sytuacjach dorosłe już dziecko może podjąć dwie decyzje. Albo powrócić do rodzinnego domu
i odłożyć moment swojego usamodzielnienia na „wieczne nigdy”, albo brnąć w ten świat, który zdaje się zewsząd je niszczyć. Efektem będą liczne kompleksy, a z czasem – depresja.
Ta wnikliwa analiza przypadku ma na celu jedno – ukazanie, że dzieciocentryzm, jako jedna z modnych obecnie metod wychowania z założenia opierająca się na szlachetnych pobudkach, w efekcie zaś niemal zawsze prowadzi do tragedii, pedagogicznej porażki. Rodzice zaś
z przerażeniem patrzą na niedostosowane społecznie dziecko, które sami – pełni pasji, zapału i nie szczędząc serca – wychowali. Co prawda idealny model wychowania nie istnieje, jednak obdarowanie dziecka obsesyjną, „małpią” miłością powinno ustąpić harmonijnemu połączeniu uczucia, troski, ale i jednoznacznie sformułowanych wymagań, będących podstawową ingerencją
w rozwój młodego człowieka.

Bibliografia:
Dzieciocentryzm, czyli „małpia miłość” szkodzi – artykuł Roberta Toporkiewicza opublikowany na portalu www.linia.com.pl – dostęp na dzień 04.01.2019;

Mały tyran. Jak mądrze kochać dziecko – Jirina Prekop, Wydawnictwo Jacek
Santorski & CO, Warszawa 2004;

Dzieciocentryzm i jego konsekwencje – praca własna odnaleziona w Internecie (https://tiny.pl/tqkn1) – dostęp na dzień 04.01.2019 r.
Wyświetleń: 0


Uwaga! Wszystkie materiały opublikowane na stronach Profesor.pl są chronione prawem autorskim, publikowanie bez pisemnej zgody firmy Edgard zabronione.